czwartek, 12 grudnia 2013

Niewypowiedziane słowa (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: EXO

Paringi: TaoHun

Rodzaj: fluff


Autor: Phreakish

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****

Sehun leżał na łóżku, do połowy przykryty kocem, trzymając przed twarzą swój telefon. Wpatrywał się w ekran. Jego oczy zaczynały piec, agresywne światło ekranu padało mu na twarz, kiedy przewijał kolejne dymki tekstu składające się na nieskończoną rozmowę. Dzień już dawno zmienił się w noc. Ciemność już dawno spowiła każdy kąt jego pokoju, jak i jego samego, kiedy on dalej czytał, dalej próbował uporządkować nieskończoną ilość słów wypisaną przez ich dwójkę.

Słowa, złożone w zdania. Dłuższe lub krótsze; jeden znak albo całe akapity tekstu.
Przyjaźń, którą dzielił z Tao, była nieodzownie związana z niewielkim urządzeniem, które trzymał w ręku. Wszystko - od żartów, których nikt inny nie rozumiał, po złamane serca i życiowe rozterki - znajdowało się w jego uchwycie.
Wpatrywał się w ekran tak długo, że musiał mrugnąć kilka razy, aby pozbyć się łez wezbrałych z powodu nieustannej, bezlitosnej poświaty. Nienawidził trzymać całej ich przeszłości w dłoni, jednak z drugiej strony to właśnie utrzymywało go w świecie realnym.
"czemu jeszcze nie spisz?"
Sehun zmarszczył brwi. Jego wzrok już od kilku minut był utkwiony w tej konkretnej wiadomości. Wiedział, że Tao był po drugiej stornie, cierpliwie (i może odrobinę nerwowo) czekając na odpowiedź. To nie tak, że Sehun nie pisał z Tao po nocach, bo było to dla nich coś zupełnie normalnego.
Jednak tym razem nie rozmawiał z Tao przez cały dzień. Pisanie smsów było zupełnie inną formą porozumiewania się; łatwiejszą, bez żadnych dziwnych spojrzeń czy niepotrzebnych uczuć. Tao dał mu już wystarczająco dużo czasu, co potwierdziła nowa wiadomość wreszcie wysłana przez Sehuna.
"Nie mogę usnąć"
Jego palce wydawały się jak z ołowiu, kiedy zmuszał je do poruszania się po klawiaturze. Prosta odpowiedź, która wydawała się beztroska, chociaż wcale taka nie była. W jego głowie myśli szalały jak burza. Z piorunami. Różne możliwe scenariusze pojawiały się przed jego oczami, klatka po klatce, jak film.
Tao już wciskał przyciski na swojej klawiaturze.
Sehun wstrzymał oddech.
"lol ja tez"
Chciał się roześmiać. Jednak zamiast tego jedyne co poczuł, to niechciane ciepło rozchodzące się po całym jego ciele. To samo ciepło, które wkradało się za każdym razem, kiedy Tao był blisko niego, za każdym razem, kiedy ktoś wspomniał coś o Tao.
To nie było w porządku. To było złe.
Jego telefon zabrzęczał, ukazując kolejną nowo przybyłą wiadomość. Sehun przełknął, próbując pozbyć się niepokoju ściskającego mu gardło.
"ale czy wszystko u cb ok? nie wygladales dzis jakby bylo ok"
Ignorując gramatycznie niepoprawne zdanie, Sehun odetchnął głęboko, po czym znowu zmusił swoje palce do współpracy. Tym razem było trudniej, zmartwiony Tao zadziałał na niego jak zawsze.
"Wszystko w porządku, po prostu rozmyślam"
Odpowiedź pojawiła się wcześniej niż tego oczekiwał, zaledwie kilka sekund po tym, jak wysłał wiadomość.
"potrafisz myslec?"
Sehun zakaszlał, tłumiąc śmiech. Oczywiście, Tao żartował z niego zawsze, kiedy nadarzyła się okazja. Tao wiedział, jak poprawić mu humor.
Tao znał go lepiej niż on sam siebie znał.
"Haha, zabawne..."
Zatrzymał się, patrząc na kropki na końcu wiadomości. Wydawała się zbyt poważna, zbyt sztywna jak na niego. Sehun westchnął; robił problemy z niczego, zastanawiając się tak nad zwykłymi smsami. Wcisnął przycisk wysyłania i czekał.
Czekał dłużej, niż się tego spodziewał.
Wiadomość nie była taka, jakiej się spodziewał.
"Sehun, czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć?"
Tao mówił poważnie. Sehun gapił się na wiadomość, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Przeczytał ją drugi raz, i trzeci, i czwarty, upuszczając przy tym telefon.
Uderzył go prosto w twarz. Sehun potarł obolały nos, próbując odzyskać racjonalne myślenie. Przymknął powieki, osłaniając oczy przed poświatą ekranu. Pozwoliło im to odpocząć, uspokajając go odrobinę. Jednak wciąż widział słowa składające się na wiadomość od Tao.
Podniósł telefon trzęsącymi się rękami.
"Nie"
Jedno proste słowo.
Wysłanie odpowiedzi nie zajęło Tao nawet sekundy.
"Nie kłam"
Sehun trzymał telefon w zdrętwiałych dłoniach, przygryzając dolną wargę. Sehun był idiotą. Tao był Tao; niczego nie dało się przed nim ukryć. To było coś w Tao, co Sehuna ujmowało.
To było coś w Tao, co Sehun kochał.
Jego ręce trzęsły się jeszcze bardziej, kiedy próbował utrzymać telefon i wystukać odpowiedź.
"Nie kłamię"
Po chwili jednak usunął te dwa słowa. Nie mógł wciskać Tao kolejnego kłamstwa. Tylko by go to zdenerwowało. Ciężko wciągnął powietrze, zatrzymując je w płucach jak najdłużej się dało, po czym odetchnął. Dodało mu to trochę sił, trochę odwagi.
"Czy mogę coś Ci powiedzieć? Tylko proszę, nie osądzaj mnie i nie śmiej się"
Miał nadzieję, że Tao zrozumie, że chodzi o coś ważnego.
Cichy odgłos jego oddechu był jedynym dźwiękiem wypełniającym pokój do momentu, gdy jego telefon zabrzęczał. Drżąc, Sehun sięgnął po urządzenie. Po chwili wahania otworzył wiadomość.
"Oczywiście że możesz, nigdy bym Cię przecież nie wyśmiał"
Sehun nie był pewien czy chce płakać czy się smiać. Ciepło powróciło, tym razem z zaskakująco przyjemnym, kłującym uczuciem. Sehun był przestraszony.
"Jesteś pewien?"
"Możesz mi zaufać"
To zdanie pojawiło się przed nim; ciepło znikło, nagle Sehun poczuł, jakby miał się zaraz udusić.
Nie zasługiwał na kogoś takiego jak Huang Zi Tao.
Jednak nie mógł się już wycofać.
Teraz albo nigdy.
"Kocham Cię."
Zatrzymał palec tuż nad przyciskiem wysyłania. Jeszcze raz przeczytał wiadomość. Nie wiedział, czy Tao zrozumie ją jako przyjacielską, czy jako coś innego. Sehun nie wiedział też, którą opcję by wolał.
Wcisnął przycisk.
Sehun zablokował telefon i zamknął oczy. Potrafił wyobrazić sobie Tao, siedzącego po turecku na łóżku, wzdrygającego się na dźwięk nowej wiadomości. Potrafił wyobrazić sobie wyraz zaciekawienia na jego twarzy, kiedy odblokowywał ekran. Potrafił wyobrazić sobie, jak jego mina zmienia się w zaskoczoną po przeczytaniu wiadomości.
Potrafił też wyobrazić sobie odpowiedź.
"Och... Przepraszam"
Jego telefon zabrzęczał.
Oczy Sehuna otworzyły się. Podniósł się, zrzucając przy tym koc na podłogę. Chwycił telefon roztrzęsionymi rękami i odblokował go, ukazując nową wiadomość.
Mrugnął.
Ekran podświetlił jego twarz, a jego oczy tak się rozszerzyły, że aż zaczęły boleć. Sehun uśmiechnął się szeroko. Opadł z powrotem na łóżko, próbując powstrzymać zarówno śmiech, jak i łzy, które cisnęły mu się do oczu.
Ciepło wróciło, ze zdwojoną siłą.
Telefon, który upadł na pościel, świecił jaskrawo.
"Nareszcie."

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****

Ugh.
Błagam o wybaczenie.

niedziela, 17 listopada 2013

Nightmare (rozdział IV) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: TaoRis?

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny

Autor: BloodyCupcake
Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・
/Kris/

Oczy pieką mnie od patrzenia na oślepiająco białe kafelki tworzące posadzkę w sali, w której się znajduję. Białe, jak wszystko tutaj. Nawet podłoga jest oślepiająco biała.
Leżę twarzą w dół na szpitalnym łóżku, moje ramiona są rozłożone i przywiązane, a nogi złączone razem i również skrępowane. Moje plecy są odsłonięte, czuję chłodne powietrze owiewające moją nagą skórę.
Dwie identyczne pielęgniarki wchodzą do pomieszczenia i stają za mną. Kreślą linie na moich plecach, śmiejąc się jak małe dziewczynki. Ale ich słodki chichot nie jest w najmniejszym stopniu niewinny... Ani ludzki.
Wychodzą, a na ich miejsce pojawiają się lekarze, chirurdzy i pielęgniarki, wszyscy odziani w niepokojąco czystą i jasną biel.
Jeden z nich ustawia kamerę, słychać dźwięczenie metalowych narzędzi.
"Rozpoczęcie procedury" mruczy jeden z nich.
Zamieram. Może po prostu źle usłyszałem... Jednak nie mam już wątpliwości, kiedy wilgotny wacik przesuwa się po mojej skórze, dezynfekując ją.
"Ch-chwila... Nie będę poddany narkozie?" pytam, ledwo panując nad moim głosem.
"Och, nie ma takiej potrzeby! Już za niedługo doświadczysz o wiele gorszych rzeczy" słyszę odpowiedź padającą z ust jakiejś kobiety. Ton jej głosu miał być chyba pocieszający. Nie był.
Nagle czuję zimne ostrze przebijające się przez moją skórę, rozdzierając ją. Przygryzam wargę, aby nie pozwolić sobie na wydanie jakiegokolwiek dźwięku.
Ciepła ciecz sączy się z nacięć na moim ciele, ale zostaje szybko wytarta, a żyły zasklepione, aby uniknąć zbytniej utraty krwi.
Skóra i mięśnie na moich łopatkach zostają rozerwane, pozwalając zobaczyć białe kości. Słyszę warkot wiertła i czuję nagły, przeszywający ból, kiedy wwierca się w kość.
Krzyczę. Głośno. Boli mnie gardło. Palą płuca.
Wciąż krzyczę.
Wiertło znów zbliża się do mnie, tym razem w innym miejscu. Im bliżej się znajduje, tym szybciej tracę zdolność logicznego myślenia.
Ledwo łapię oddech. Nie słychać już warczenia wiertła. Moje serce bije tak szybko, jakby miało mi się zaraz wyrwać z piersi.
Nie czuję reszty zabiegu. Moje ciało zostało boleśnie znieczulone. Wszystko jest zamazane. Słyszę dzwonienie.
Nieprzerwane... Głośne, ale łagodne.
Ale czy jest prawdziwe?
Czy ten koszmar jest prawdziwy?
Chyba powoli tracę przytomność. Głosy stają się coraz bardziej stłumione, coraz bardziej odległe...
A potem cisza.

***

"ZiTao!" krzyczy chłopiec, biegnąc korytarzem, szukając młodszego.
Wbiega do pokoju i zauważa go, siedzącego na podłodze po turecku. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji.
"Czego chcesz, gege?" pyta młodszy chłopak.
"Ja... Chciałem się tylko pożegnać..." YiFan mamrocze. Jego ostatnie słowa są ledwo słyszalne.
Widzi, jak wyraz twarzy ZiTao zmienia się z obojętnego na zaskoczony. Chłopiec gapi się na niego niedowierzająco.
"Co?" pyta "Zostałeś zaadoptowany, a ja nie? I zostawisz mnie??" głos ZiTao staje się coraz głośniejszy.
"T-Tao... Przykro mi, ja... Właściwie to nie do końca jest mi przykro, ale-"
"Nienawidzę cię!!!" młodszy chłopiec krzyczy, jego oczy płoną gniewem. Biegnie w stronę YiFana i powala go na ziemię, z imponującą siłą, biorąc pod uwagę fakt, że ma całe siedem lat.
"Miałeś zostać! Jesteś moim gege, nie możesz mnie zostawić!!! Nienawidzę cię!!! Chcę żebyś umarł!!!!" krzyczy dziecko z kruczoczarnymi włosami, okładając drugiego chłopca pięściami. Z jego oczu płyną łzy.
Dwie kobiety szybko rozdzielają chłopców. YiFan patrzy na ZiTao wstrząśnięty. Jego oczy napełniają się łzami, kiedy dociera do niego ostatnie zdanie młodszego chłopca. Chłopca, o którego się troszczył, którego kochał jak własnego brata.
"Chcę żebyś umarł!!!!"

***

Budzę się w mojej klatce, leżąc twarzą w dół. Próbuję usiąść, ale ostry ból przeszywa moje ciało. Wydaję z siebie obolały jęk.
Patrzę dookoła. Wszyscy spoglądają na mnie przerażeni.
"Kris... Twoje plecy" szepcze Xiumin.
"Co te skurwysyny ze mną zrobiły?" syczę.
Nagle z głośników słychać głos.
"Kris! Widzę, że już się obudziłeś, cudownie! Ponieważ nie dasz rady zobaczyć swojej nowej, wspaniałej zdolności, pozwól że ci pokażę!"
Obracam głowę w stronę dużego ekranu. Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa.
Skrzydła.
Nie majestatyczne, anielskie skrzydła... Skrzydła nietoperza, pokryte cienką skórą i żyłami, kości wyraźnie zarysowane, na końcu każdego z nich szpony. Skrzydła wystają z moich pleców i zajmują połowę miejsca w klatce.
Zrobili ze mnie potwora... Każdy z nas był, jest lub kiedyś takim będzie.
"Cudowne, prawda? Czy nie o tym zawsze marzyłeś?"
"Zamknij się!" krzyczę "Kim wy niby jesteście? Czemu to robicie, cholerne skurwysyny?!"
Na chwilę zapada cisza, i żałuję, że się odezwałem.
Nagle słychać maniakalny śmiech.
"Och, nasz Kris jest taki zabawny! Hehehehehe... Cóż, to chyba pora na test!"
Dwaj mężczyźni w maskach wyprowadzają mnie z mojej klatki. Oczy Tao podążają za mną, pełne nienawiści, ale też czegoś na kształt współczucia. Jak gdyby nie chciał, żebym został...
Mężczyźni ciągną mnie po jakichś schodach. Pierwszy stopień, drugi stopień... Już dawno straciłem rachubę.
W końcu wychodzimy na dach. Moje ręce zostają związane, kamera włączona.
"Użyj swoich skrzydeł, Kris" mówi jeden z doktorów.
Próbuję z całych sił, jednak nie przynosi to żadnych efektów.
"Nie... Nie wiem jak" mamroczę.
"W takim razie będziesz się musiał dowiedzieć. Przeżycie upadku z dwudziestego piętra nie jest łatwe."
Ciągną mnie w stronę krawędzi. Muszę szybko coś wymyślić.
"Nie! To nie zadziała, nie mogę-"
Nie kończę zdania. Nagle czuję się jakbym był lekki jak piórko. Chłodne powietrze uderza mnie w twarz. Spadam.
'Twoje życzenie się właśnie się spełnia, ZiTao...' myślę. 'Twój gege umrze.'
Zamykam oczy i poddaję się, wiedząc, że tego nie uniknę.
Uderzam w ziemię, czuję jak moja czaszka pęka, a kości wyginają się pod dziwnymi kątami. Czuję pazury z moich skrzydeł wbijające się w moje plecy. Czuję krew wypływającą z moich ust, uszu, rany na głowie. Moje wnętrzności ozdabiają twardą ziemię. Zapadam w błogą, przyjazną ciemność... Ale nie wydaję z siebie najmniejszego dźwięku.
Martwi nie krzyczą.



☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Kolejny będzie Yixing, nie żeby spojler ♡

Taaaak to znowu ja i nikogo to nie obchodzi (T∇T)

Poczułam nagłą potrzebę przetłumaczenia chociaż jednego rozdziału (szkoda tylko że jest 00:47 ・ω・)

Jutro szkoła. Umieram z radości. Nie widać? ≖‿≖

Chyba powinnam iść spać.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nie ma sensu (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: VIXX

Paringi: Navi

Rodzaj: znowu fluffik?


Autor: lovingvixx


Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****

Hakyeon wie, że oni wiedzą.
To nic poważnego, kiedy łapie go delikatnie za nadgarstek, nic nawet wtedy, kiedy splata razem ich palce. To nic poważnego, kiedy szepcze mu słodko do ucha, nic nawet wtedy, kiedy jego wargi pocierają delikatnie skórę jego szyi.
To nic poważnego, kiedy uderza go w ramię dosyć dziewczęco, kiedy ten wypowiada pod jego adresem pochlebne uwagi, nic nawet wtedy, kiedy te komplementy sprawiają, że się rumieni.
To nic, nawet jeśli noony mogą zobaczyć ten różowy odcień na jego policzkach za każdym razem, kiedy patrzy jak pozuje, opanowany i profesjonalny.
To nic nawet wtedy, kiedy przytula go nieoczekiwanie, a krew pulsuje w jego żyłach szybciej, ponieważ czuje jego łagodne ramiona na swojej talii.
Hakyeon wie, że traktują to jako zwyczajne, codzienne czynności.
Ale, jest coś, czego nie może ukryć. Kiedy na niego patrzy, kiedy naprawdę patrzy na Wonshika, kiedy jego oczy są w nim tęsknie utkwione, i ten niewątpliwy błysk w nich; wie, że zasłona opadła, i że nosi swoje serce na dłoni.
Szczerze myśli, że nie ma sensu ukrywać czegoś tak pięknego.
Hakyeon wie, że oni wiedzą. I nic a nic go to nie obchodzi.

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****


Takie cuś przetłumaczone w pięć minut ・゚ヾ(✦థ ェ థ)ノ

Już wiem, czemu zawsze czytam fiki po angielsku nasz język jest do bani jeśli chodzi o gejpop no (iДi)

To nie było w porządku (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: VIXX

Paringi: Navi

Rodzaj: angst


Autor: lovingvixx

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥


Wonshik ma dzisiaj duże, czarne okulary przeciwsłoneczne. Ciemne chmury sprawiają wrażenie, jakby zaraz miało przydarzyć się coś złego, a powietrze jest wilgotne, czego Wonshik nie może znieść. Słyszy ciche zawodzenie, i to go niemiłosiernie drażni. Bo to wszystko jego wina. Gdzieś niedaleko słychać cichy, delikatny szept i Wonshik obraca się odrobinę, jednak to wystarcza żeby zobaczyć jak Hongbin przytula Sanghyuka, aby go uspokoić, i jak Taekwoon wciąż ściera gorzkie łzy płynące z oczu Jaehwana.


"Kocham cię" z nadzieją oznajmia Wonshik, pomimo tego, że moment wydaje się dość nieodpowiedni. Hakyeon leży w szpitalnym łóżku, jego prawa ręka spoczywa w gipsie, a obydwie nogi są poranione i bolące. Na ten widok serce Wonshika przekręca się z bólu. Oczy Hakyeona się rozszerzają, a dech zamiera w jego piersiach, kiedy desperacko wyciąga swoje zdrowe ramię w stronę Wonshika. Próbuje coś powiedzieć, prawie dławiąc się swoimi łzami. Łapie dolną wargę między zęby, zaciskając je mocno, bo oto dzieje się coś, na co od zawsze czekał, a jego struny głosowe go zawodzą i nie może wydukać nawet słowa. Cóż za męka. To boli. Wonshik odważnie przysuwa się bliżej i delikatnie bierze wargę Hakyeona między swoje, a we wnętrzu czuje ciepło, i nie potrafi się powstrzymać, i całuje Hakyeona mocno. Co za męka. Znowu boli. Ale Hakyeon uważa, że to jest najbardziej błogi ból jaki kiedykolwiek czuł.



Wonshik go zauważa i czuje, że mógłby zwymiotować wszystkie swoje wnętrzności. Obrzydzenie i niesamowity wstręt kiełkują mocniej niż kiedykolwiek, dlatego odwraca wzrok i zaciska ręce w pięści tak mocno, że paznokcie zostawiają piekące ślady na jego skórze. Mężczyzna dotyka jego ramienia i Wonshik się wzdryga. "Co?" głos chłopaka jest opryskliwy, i zachrypły, i mężczyzna z łatwością może stwierdzić, że Wonshik płakał, płakał strasznie dużo, ale to nie wywołuje u niego nawet odrobiny współczucia. "Tak jest lepiej. On ci tylko sprawiał kłopoty."


Śmiech Hakyeona wyprawia niewyobrażalne rzeczy z sercem Wonshika, sprawia, że trzepocze jak nigdy wcześniej. Jego skóra jest ustrojona niewielkimi siniakami i jasnoczerwonymi śladami zębów i ust Wonshika. Hakyeon to kocha. Stwierdza, że tak wygląda najlepiej. Wonshik przykrywa ich puchatym kocem i Hakyeon obejmuje go mocno, wzdychając zadowolony. Czoło Wonshika naznaczają zmarszczki, oznaczające, że nad czymś rozmyśla. To musi być coś poważnego, stwierdza Hakyeon, w momencie kiedy Wonshik zauważalnie zaciska zęby i wygląda, jakby spierał się ze samym sobą. "Po prostu mi powiedz" Hakyeon przerywa tok jego myśli, i Wonshik wydaje się nieco zaskoczony "To nic takiego" odpowiada, przetaczając się na plecy i pozwalając Hakyeonowi ułożyć się na jego piersi. "Na pewno?" Hakyeon próbuje jeszcze raz, i cieszy się, że Wonshik nie widzi jego twarzy, bo na pewno widoczne jest na niej zmartwienie. Wonshik wzdycha głęboko "Chodzi tylko o... O mojego ojca." Hakyeon wtrąca się szybko "Co z nim?" Wonshik mocniej zaciska ramiona wokół jego talii i obsypuje jego szyję delikatnymi pocałunkami. "Dowiedział się... O nas." mruczy, jego usta pocierają skórę Hakyeona, który wstrzymuje oddech. "I co powiedział?" Wonshik nie odpowiada od razu i Hakyeon myśli, że to znak, że nie chce o tym rozmawiać. Wtedy usta Wonshika otwierają się jeszcze raz, i mamrocze urywane "On nie... Uważa, że..." Hakyeon czuje, jak jego gardło się zaciska, kiedy próbuje przełknąć. "W porządku, nic już nie mów." Odwraca się i całuje go, i Wonshikowi wydaje się, że wyczuwa w tym pocałunku pewną desperacje i zdławioną nadzieję.



"Wynoś się stąd. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć." Wonshik cedzi przez zaciśnięte zęby, blisko do utraty kontroli. "Musisz zrozumieć, synu... I żyć dalej." ojciec ściska jego ramię, a Wonshik odpycha go od siebie z taką siłą, że ten zatacza się kilka kroków do tyłu. Nie obchodzą go zaskoczone twarze zgromadzonych żałobników, kiedy oddala się w jakieś bardziej odludne miejsce, zostawiając swojego ojca w tyle. Hyemi podchodzi do niego, i chłopak nie jest do końca pewien, czy zniesie towarzystwo kogokolwiek w tej chwili. "Wszystko w porządku?"


"Hakyeon, to moja narzeczona, Hyemi. Hyemi, to mój... Przyjaciel, Hakyeon." Hakyeon czuje się, jakby miał zaraz zwymiotować. Wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale i tak sprawiło mu to niezmierzony ból. Był okropnie zawiedziony tym, że Wonshik nie postawił się swojemu ojcu, dla ich miłości, dla niego. Chociaż tak na prawdę nie winił Wonshika. Hakyeon spuszcza wzrok, aby ukryć łzy zbierające w jego oczach. Na jego twarzy pojawia się najsmutniejszy uśmiech, jaki Wonshik kiedykolwiek widział. To go załamuje, i jego serce krzyczy 'Hakyeon', i gardzi sam sobą, swoim tchórzostwem. "Gratuluję, Wonshik." bezsilność w jego głosie niemalże doprowadza Wonshika do łez, ale powstrzymuje się ostatkami sił. "Powinniśmy iść." łapie Hyemi za rękę i pośpiesznie opuszczają pomieszczenie. Hyemi wzdycha.


"Myślisz, że nie wiedziałam?" na dźwięk tych słów Wonshik podnosi głowę zdezorientowany, zdejmując swoje okulary. Jego oczy są zaczerwienione, jego wzrok mętny. Hyemi czuje, jak poczucie winy wyżera ją od środka. Zaczyna płakać, i Wonshik panikuje. "Co się stało? Hyemi, o co ci chodzi?" Dziewczyna stara się odpowiedzieć, pomimo ciągłego, niepohamowanego łkania. "Kochasz Hakyeona, a on kochał ciebie. Ja byłam trzecim kołem, Wonshik, intruzem. Myślisz, że o tym nie wiedziałam?" Wonshik nie wie, co powinien powiedzieć. Wydaje się być nieporuszony słowami dziewczyny, chociaż w jego oczach powoli wzbierają łzy, znowu. Powoli wyciąga rękę, aby otrzeć wilgotne policzki Hyemi, ale ona odpycha go delikatnie. "To moja wina, Wonshik! To moja wina, że Hakyeon umarł nieszczęśliwy. Mój egoizm ci go odebrał. Myślałam, że tak bardzo cię kocham, i że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Ale widać, że nie kochałam cię wystarczająco, bo inaczej pozwoliłabym ci być prawdziwie szczęśliwym. Jestem samolubną, okropną suką, Wonshik, a ty zasługujesz na wiele więcej. Dlatego zrywam zaręczyny." Wonshik w ogóle na to nie zareagował.


"Hakyeon, tak mi przykro..." słowa Wonshika są porywane wraz z chłodnym wiatrem, i ulatują w stronę gwieździstego nieba. "Będę twoim drużbą." Hakyeon oznajmia słodkim tonem, od którego robi się niedobrze, jego głos się łamie, a oczy są wypełnione łzami. "Hakyeon, posłuchaj mnie..." Wonshik raz jeszcze próbuje się odezwać, czując jak wnętrzności się w nim skręcają. "Będę ojcem chrzestnym twoich dzieci." Wonshik ma już dość, więc łapie Hakyeona mocno za ramiona. "Przestań wygadywać głupoty!"

"Pomimo wszystko, chcę być częścią twojego życia, Wonshik!" Hakyeon załamuje się, i płacze, głośno i żałośnie, a Wonshik próbuje złapać oddech, bo jego serce tak bardzo boli. Nagle, pomimo zaciśniętych powiek, widzi delikatne światło, ale zanim zdąża cokolwiek zarejestrować, Hakyeon bez wahania popycha go na bok, a wielka ciężarówka uderza w niego samego z ogromną siłą. Wonshik krzyczy, jego głos jest ochrypły, i klęka obok Hakyeona, opierając jego głowę na swoich kolanach, a krew powoli wypływająca z rozcięcia na jego czole sprawia, że traci przytomność.

Kiedy się budzi, ktoś coś szepcze, ale on nie może zrozumieć, słysząc jedynie strzępek zdania, a właściwie dwa słowa: 'akt zgonu'. Zaciska mocno powieki, płacząc i trzęsąc się straszliwie, kiedy pielęgniarki krzątają się wokół niego bezradnie.



Trumna opada coraz głębiej pod ziemię, i słychać płacz, i każdy mięsień w ciele Wonshika jest napięty. Ten widok mdli go niemiłosiernie, musi przytrzymać się osoby stojącej obok niego, aby nie upaść. Niebo zaczyna płakać, ale nagle Wonshik czuje pewien spokój, pogoda ducha jaśnieje w nim.


Hakyeon, kochanie, już nadchodzę. Nie musisz już czekać. Będziemy na zawsze razem.



♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥


Tyle nad tym siedziałam, tak bardzo do dupy wyszło (oT-T)尸

Senpai, mianhae że tak długo mi to zajęło, ale starałam się (~。~;)

Tak bardzo kaleczę te piękne opowiadania (o_ _)o

sobota, 2 listopada 2013

Hakyeon nienawidzi wielu rzeczy (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: VIXX


Paringi: Navi

Rodzaj: fluff (?) XD

Autor: lovingvixx

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****


Hakyeon uważa, że jest to tylko chwilowe zauroczenie, bo przecież nie widzi w Wonshiku niczego, co dałoby się lubić. Śmierdzi, ma okropny gust i chrapie, głośno. W towarzystwie dziewczyn zaczyna zachowywać się jak palant i to sprawia, że ogarniają go mdłości (i trochę, ale tylko trochę, zazdrość), a jego największą wadą jest to, że próbuje ukraść mu miejsce jako głównego MC w VIXX TV.

Robi dziwne miny i Hakyeon nie zgadza się z tym, że to jest urocze, bo naprawdę nie jest. Jest za to strasznym beksą i Hakyeon nienawidzi faktu, że za każdym razem kiedy widzi go płaczącego, czuje ukłucie w sercu.
Jest nadopiekuńczy i pomaga każdemu, zawsze, a Hakyeon samolubnie pragnie całej jego uwagi dla siebie. Hakyeon nienawidzi tego, kiedy Wonshik zakłada okulary; wygląda w nich tak żałośnie i niewinnie, że ma ochotę rzucić się na niego i zadusić go bez litości.
Hakyeon nienawidzi tego, jak charyzmatycznie Wonshik porusza się po scenie, i zazdrości nawet fankom, które mogą bezkarnie się na niego gapić, kiedy on musi się z tym ukrywać. Hakyeon nienawidzi niskiego głosu Wonshika, nienawidzi tego, jak przyprawia go o dreszcze i jak łatwo go rozprasza.
Hakyeon nienawidzi ich choreografa; dlaczego, do jasnej cholery, Woshik musi dotykać go w taki sposób, że nie może potem zmrużyć oka przez całą noc? Hakyeon nienawidzi faktu, że Wonshik ma aegyo, kiedy on sam nim nie grzeszy, i nigdy nie przyzna, że Wonshik jest trudnym przeciwnikiem (tak na prawdę nie obchodzi go to, że utraci pierwsze miejsce jeśli chodzi o bycie uroczym, jeśli tylko Wonshik mrugnie jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze).
Hakyeon nienawidzi tego, jak jego serce bije szybciej, puls tłucze się boleśnie i jak jego serce utyka mu w gardle, i zapomina jak się oddycha za każdym razem, kiedy patrzy Wonshikowi w oczy. A najbardziej nienawidzi tego, jak speszony wydaje się Wonshik za każdym razem, kiedy Hakyeon próbuje się do niego zbliżyć, jak posyła mu ten zakłopotany uśmiech, gdy próbuje go przytulać, całować, cokolwiek.
Hakeyon może przyznać, no dobra, jest zakochany w tym irytującym stworzeniu, zakochany mocno i nieodwracalnie i pewnej nocy, kiedy on i Wonshik zostają  sami w dormie, stwierdza, że już dłużej tego nie wytrzyma (jest też ciekawy, dlaczego wszyscy inny zdecydowali wyjść, a jeszcze bardziej ciekawi go to, dlaczego Wonshik został, ale to już inna sprawa).
Więc go całuje, i nie myśli o konsekwencjach, bo to jest najlepsza rzecz jaka mu się przytrafiła, i sprawia że nogi się pod nim uginają, i jego krew płynie tak szybko, że ma wrażenie że zaraz wybuchnie i wyparuje w powietrzu. Wonshik wcale się nie odsuwa, wręcz przeciwnie, zaplata ręce wokół talii Hakyeona i całuje go chaotycznie, ale z takim pożądaniem, że Hakyeon czuje jakby znajdował się w niebie.

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****


To była chyba najtrudniejsza rzecz do tłumaczenia jak do tej pory wcale nie tłumaczyłam tylko trzech rozdziałów Nightmare, nie  (。_°☆\(- – )

No, to ja się zmywam pewnie tłumaczyć kolejny rozdział, bo nie mam życia ( ˘ ³˘)♥

poniedziałek, 28 października 2013

Nightmare (rozdział III) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan (tak trochę), Taoris?

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)


Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・



/Kai/

Zostaję wepchnięty do oślepiająco białego pomieszczenia, w którym unosi się tak mocny zapach jakichś środków dezynfekujących, że robi mi się niedobrze.
Mężczyźni w maskach przywiązują mnie do szpitalnego łóżka. W pamięci wciąż mam wyraźnie wyryte wspomnienie tego, co widziałem w drodze tutaj.
Wciąż widzę tą szybę, zaplamioną wyschniętą krwią, a za nią twarz jakiegoś chłopaka, desperacko drapiącego szkło.
Wciąż słyszę jego błagalne wrzaski o pomoc.
Wciąż widzę, jak zostaje brutalnie pociągnięty do tyłu, a jego krzyki cichną, gdy szyba zostaje pokryta świeżą warstwą krwi
To nie jest laboratorium. To jest rzeźnia.
Może nawet samo Piekło.
Mężczyźni wychodzą, zostawiając mnie samego na sali operacyjnej.
Opieram głowę na niewygodnej poduszce i zamykam oczy, mentalnie przygotowując się na to, co mnie czeka.
Leżąc tak, myślę o moim życiu przed znalezieniem się tutaj.
Nie było ani trochę wyjątkowe. Byłem po prostu zwykłym dzieciakiem, mieszkającym ze swoimi rodzicami i rodzeństwem, chodziłem do szkoły, dostawałem całkiem dobre oceny, a czas wolny spędzałem ze znajomymi.
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że zostanę wpakowany w takie bagno. Szczerze mówiąc, wciąż w to nie wierzę.
To wszystko jest po prostu zbyt dziwne, nierealne.
Dwie kobiety, bliźniacze pielęgniarki, przekraczają próg z upiornymi uśmiechami na ustach, ich oczy błyszczą jak oczy szaleńca.
Odkładają trzymane w ramionach narzędzia na stół i podchodzą bliżej mnie, przyglądając mi się jak okazowi w zoo. Każda z nich stoi po innej stronie łóżka, ich oszalałe oczy i uśmiechy psychopatek przyprawiają mnie o dreszcze.
"Przebite uszy? To może stanowić problem." mówią równocześnie, wyjmując kolczyki z moich uczu, i odkładają je gdzieś na bok, po czym wychodzą z pomieszczenia.
Chwilę później drzwi znowu się otwierają, ukazując kilku lekarzy ubranych na biało.
Wiem, że stawianie oporu nic mi nie da, więc posłusznie czekam, aż założą mi na twarz maskę, a usypiający gaz wypełni płuca.

***

/Kris/

Cisza wypełniająca pomieszczenie jest przytłaczająca.
Luhan i Sehun trzymają się za ręce pomimo dzielących ich krat, ale nic nie mówią. Baekhyun i Chanyeol śpią, Chen wywierca wzrokiem dziurę w ścianie na przeciwko jego klatki, Suho, D.O i Xiumin rozglądają się uważnie dookoła, a Tao mnie w rękach brzeg swojej koszuli. Ja siedzę cicho, oparty o zimną
ścianę klatki.
W powietrzu czuć zapach krwi i wymiocin, dzięki Luhanowi, który musi nosić w sobie to paskudztwo. Pomimo tego, że nasze klatki są czyszczone codziennie, ten smród nigdy nie wydaje się znikać.
Trzymają nas tutaj jak zwierzęta. W zamknięciu, karmieni o wyznaczonych godzinach, rzadko kiedy udaje nam się choć na chwilę usnąć, jesteśmy obiektem kpin strażników, którzy plują na nas z pogardą.
Czym do cholery zasłużyliśmy sobie na taki los?
Z moich rozmyślań wyrywa mnie dźwięk włączanego telewizora.
"Niestety, nie udało nam się nagrać operacji Kaia. Ale nie martwcie się, będziecie mogli zobaczyć, jak jest poddawany próbie! Miłego oglądania!~" odzywa się głos, i milknie w chwili, gdy na ekranie wyświetla się nagranie, najwyraźniej nadawane na żywo.
Luhan odwraca głowę, ale wszyscy inni wpatrują się w widowisko rozgrywane przed naszymi oczami.
Widzimy Kaia, stojącego w pokoju pełnym stalowych konstrukcji.
Chłopak wygląda jakoś dziwnie; zwłaszcza jego skóra. Wydaje się błyszczeć, jakby metalicznym połyskiem.
"Obiekt Numer Dwa, Podejście Pierwsze, Eksperyment Siódmy, Kod 8636. Zasilanie włączone" słychać jakiś głos w tle. Rozlega się elektryczne brzęczenie, i już się domyślam, na czym polega eksperyment.
Magnetyczne implanty.
Niektórzy ludzie robią coś takiego z własnej woli, wszczepiają sobie małe magnesy w różne części ciała, na przykład w opuszki palców.
Ale to jest coś innego... Kai został zmieniony w ludzki magnes.
Otaczające go metalowe konstrukcje zostały aktywowane, jego ręce i nogi są siłą ciągnięte w różnych kierunkach.
Zaczyna krzyczeć, jego twarz i ciało wykrzywiają się dziwnie, a kończyny są powoli odrywane od tułowia.
Kilka sekund później obiektyw kamery zostaje pokryty krwią.
Brzęczenie milknie i ktoś wyciera obiektyw. To, co potem ukazuje się moim oczom jest gorsze niż jakikolwiek koszmar, który kiedykolwiek miałem.
Nie pozostał po nim żaden rozpoznawalny fragment, tylko kawałki ciała, wnętrzności i krew, porozrzucane po całym pomieszczeniu.
"Nie patrz LuLu, po prostu nie patrz..." Sehun szepcze do Luhana, który trzęsie się ze strachu.
"C-co mu się stało...?" jąka się blondyn.
"Umarł. Nas czeka to samo." głos Tao jest spokojny, jego twarz nie ukazuje żadnych emocji.
"Tao, zamknij się, tylko go jeszcze bardziej wystraszysz..." próbuję go uciszyć.
"Czemu zakładasz, że mnie to w ogóle obchodzi? Tylko mówię prawdę. To, że jest wystraszony i nosi dziecko jakiegoś cholernego kosmity nie zmienia faktu, że wszyscy się boimy. A on zachowuje się jak mięczak." warczy ciemnowłosy chłopak.
"Nie potrzebujemy twoich przemądrzałych uwag, dupku." głos Sehuna wypełnia cały pokój "Po prostu zamknij swoją mordę gówniarzu!"
Luhan szlocha cicho w kącie swojej klatki, trzęsąc się okropnie, a Sehun próbuje go pocieszać.
Tao wzdycha i opiera się o ścianę, wpatrując się w sufit.
W pokoju znowu rozlega się ten zniekształcony głos.
"Cóż... Zdecydowanie nie będziemy już w stanie przeprowadzić żadnych testów z jego udziałem. Dziękujemy Kaiowi za współpracę! Och, chwileczkę... Przecież  on nie żyje!" głos chichocze.
"Chory gnojek..." mruczę pod nosem.
"Nieeeee~ Kris! No już, chodź! Twoja kolej!"
Biorę głęboki oddech i próbuję się uspokoić. Dwóch ubranych na czarno mężczyzn wchodzi, żeby mnie wyprowadzić. Idę za nimi posłusznie, wiedząc że nie mam wyboru. Pomimo wszystko trochę się boję.
Kiedy przechodzę koło klatki Tao, widzę że jeden kącik jego ust jest uniesiony, co nadaje mu nonszalancki wygląd.
"Powodzenia, Wu YiFanie." mówi do mnie po chińsku.
Nie zastanawiam się, skąd zna moje nazwisko. Ponieważ ja znam jego.
Huang ZiTao.
Znamy swoje imiona bardzo dobrze.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


KRIS BĘDZIE NASTĘPNY °˖ ✧◝(○ ヮ ○)◜✧˖ °

Te notatki na końcu postów robią się coraz dłuższe, a ja się łudzę, że ktoś je czyta

I w ogóle... Jest 6:41, powinnam może zbierać się do szkoły, ale nie, teraz mnie naszło żeby dokończyć rozdział ( 。_。)

czwartek, 24 października 2013

Nightmare (rozdział II) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan (trochę)

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)

Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


/Luhan/


Serce wali mi w piersi, łzy strumieniami spływają po moich policzkach. Ale wiem że nawet błaganie mnie nie uratuje.

Moje ręce i nogi są przywiązane do szpitalnego łóżka. Jest ciemno i nie mogę dostrzec nawet zarysów pokoju, w którym się znajduję.

Nagle zapalają się światła i zostaję oślepiony wszechobecną bielą pomieszczenia. Ściany, sufit, wyposażenie... Białe.

Wszystko jest nienaturalnie czyste, w powietrzu unosi się dławiący zapach produktów czyszczących.

Słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Dwie identyczne pielęgniarki ubrane na biało wchodzą do środka, ich usta umalowane czerwoną szminką wykrzywiają się w uśmiechu.

"Luhannie~ Jak się czujesz?" szczebiotają. Podchodzą do mnie i delikatnie głaszczą mnie po twarzy swoimi palcami, zimnymi jak lód.

"Z-zostawcie mnie w spokoju..." mówię. Ich twarze krzepną, chociaż uśmiechy pozostają na ich krwawych ustach, kiedy przeciągają swoje czerwone, ostre jak żyletki paznokcie wzdłuż mojego policzka. W miejscach, które dotykają, czuję piekący ból i syczę z niezadowolenia.

"Tylko próbowałam cię pocieszyć, Luhan~" mówią chrapliwie, poprzedni przesłodzony ton wciąż słyszalny w ich głosach. Kończą przygotowywać narzędzia i wychodzą z sali, idąc obok siebie, jak gdyby były swoimi lustrzanymi odbiciami.

Nie mam pojęcia kim są te kobiety, ale wiem jedno:

Nie są istotami ludzkimi.

Obracam głowę aby spojrzeć na narzędzia, położone przez nie na stole, ale są przykryte białym materiałem.

Słyszę kroki, więc obracam się z powrotem.

Pięcioro ludzi wchodzi do sali, wszyscy ubrani w tym samym odcieniu oślepiającej bieli.

Jeden z nich trzyma jakąś butlę i maskę.

"Nie... Puszczajcie!" krzyczę, kiedy jeden z nich przytrzymuje moją głowę, wciskając ją w twarde szpitalne łóżko, a drugi zakłada maskę na moją twarz.

Wstrzymuję oddech, wciąż próbując im się wyrwać, ale w końcu poddaję się, kiedy gaz zaczyna wypełniać moje płuca a ja powoli tracę świadomość.


***


"...powodzenie...stan stabilny..." słyszę fragmenty zdań, kiedy z trudem otwieram oczy.

"...Obiekt Numer Jeden...zarejestrowany...obserwować przez kolejne..."

'O czym do cholery oni mówią?' myślę. Wytężam słuch, aby zrozumieć więcej i dochodzę do wniosku, że operacja już się skończyła.

Powoli obracam głowę i widzę jednego z lekarzy oraz dwie bliźniacze pielęgniarki.

"Och, Luhan. Obudziłeś się." Twarz doktora zakryta jest maską.

Biała. Zupełnie jak wszystko w tym cholernym miejscu.

"Gratulacje!" pielęgniarki mówią jednocześnie.

"...Co?" pytam, nie rozumiejąc. Czego mi gratulują?

"Twojego dziecka!" ich uśmiechy promienieją.

Zamarłem.

'Dziecko? Nie... To niemożliwe...'

Podnoszę się na łokciach i spoglądam na mój brzuch, który jest teraz o połowę większy niż przed zabiegiem.

Moje oczy rozszerzają się ze zgrozy.

"Całkiem szybko rośnie. Musisz być taki dumny!" mówi lekarz, po czym wzdycha "Jaka szkoda że nie jest ludzkie."

"CO?!" krzyczę.

Doktor uśmiecha się, kiedy pielęgniarki wciągają do pomieszczenia stół na kółkach, na którym znajduje się duży ekran. Przez chwilę milczy, ale nagle włącza się i odtwarza film, wyglądający jak nagranie z operacji.

Widzę siebie, nieprzytomnego, leżącego na szpitalnym łóżku.

Patrzę jak lekarze rozcinają mój brzuch, używając dziwnych, skomplikowanych narzędzi. W miejscu zasklepionych już cięć czuję jakby wspomnienie chłodnego ostrza, kreślącego wzory na mojej skórze.

Kiedy dziura ziejąca na środku mojego brzucha jest już wystarczająco szeroka, biorą ze stołu jakąś plastikową rurkę. Wpychają mi ją do ust, a potem do gardła, wciąż zerkając na rozcięcie, aby zobaczyć, czy jej koniec jest już tam widoczny. Bardzo chcę odwrócić wzrok, jednak wciąż siedzę jak zahipnotyzowany.

Wpychają rurkę głębiej i czuję się, jakbym miał zaraz zwymiotować.

Rozpychają kilka organów wewnętrznych na boki, a jeden z doktorów trzyma w rękach jakiś dziwny, różowo-czerwony narząd. Próbuję zobaczyć co to jest.

"To twoja syntetyczna macica, LuLu~" pielęgniarki uśmiechają się do mnie słodko.

'Macica... To jest jakieś chore..."

Słyszę warczenie ostrza, i organ jest rozcinany tak, że widać jego wnętrze. Jakiś inny lekarz podchodzi z małą, czerwoną bańką, przez której ściany prześwituje sylwetka czarnej postaci, zwiniętej niczym dziecko przed urodzeniem. Jeden z doktorów dźga stworzenie sondą, a ono wydaje z siebie ogłuszający pisk. Umieszczają je w macicy i zaczynają zszywać nacięcia.

Wtedy uświadamiam sobie, czym jest ten czarny potwór.

Nagle czuję w brzuchu mocne ukłucie i jęczę z bólu. Mam wrażenie, że coś wbija pazury w moje wnętrzności.

"Aww, maleństwo kopie!" pielęgniarki chichoczą.

Zaczynam kaszleć, i zanim zdążam się zorientować, wymiotuję, desperacko próbując łapać powietrze.

Kaszlę gwałtowniej, czuję jak moje oczy wypełniają się łzami, a moje gardło piecze, jakby było w ogniu.

"Biedactwo, już masz poranne mdłości?" doktor śmieje się cicho.

Tracę siły i przestaję kaszleć, zapadając w nieprzeniknioną ciemność.


***


Budzę się na zimnej, metalowej podłodze mojej klatki, wyczyszczony i przebrany.

Przez chwilę myślę, że to był tylko sen, ale wtedy zauważam, że mój brzuch nadal jest większy i bardziej okrągły niż powinien.

"Luhan..."

Obracam się i widzę Sehuna w klatce obok mojej, jego oczy pełne współczucia i strachu. Wyciąga swoje ramię i kładzie rękę na podłodze mojej klatki.

Przysuwam się bliżej i chwytam ją w moje dłonie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś uczynił wobec mnie podobny gest.

Nawet moja własna rodzina nie okazywała ciepłych uczuć względem mnie. Dla nich byłem tylko kolejnym dzieckiem.

Spuszczam głowę i nie potrafię powstrzymać płynących z moich oczu łez.

Słychać jakiś cichy dźwięk i pomieszczenie zostaje wypełnione przyciemnionym światłem. Podnoszę głowę i zauważam duży ekran, na którym wyświetlone są inne eksperymenty, podobne do tego przeprowadzonego na mnie.

Patrzę, jak po kolei wyświetlają się zdjęcia różnych chłopców, leżących na szpitalnych łóżkach. Podobnie jak mój, ich brzuchy są porozcinane, wręcz rozerwane, krew jest nie tylko na ich ubraniach i pościeli, ale też pokrywa podłogę, a czasem nawet ściany. Ich oczy patrzą pusto w przestrzeń i mam wrażenie, że ostatnie płomyki życia pozostałe w ich zmasakrowanych ciałach przygasają, w miarę jak krew wypływa z ich ust.

Przy ich łóżkach powieszone są karki, przypominające szpitalne karty pacjenta, na każdej z nich słowo "NIEPOWODZENIE", nagryzmolone wściekło czerwonym flamastrem, zakrywa ich dane

osobowe.

Nie daję rady odczytać ich imion. Nie znam tych osób. Pomimo wszystko czuję straszliwy smutek.

Jeszcze raz patrzę na ich twarze. To, że tylu chłopców musiało przeżyć tak okrutną i upokarzającą śmierć, wywołuje u mnie dziwną melancholię.

Wtedy uświadamiam sobie, że ja jestem następny na liście.

Nagle w pomieszczeniu rozlega się odgłos włączanego mikrofonu, a mnie przechodzą dreszcze.

"Luhan, złotko, dziękujemy ci za współpracę z nami. Gratulujemy twojego... Dziecka? Chyba można to tak nazwać." w głosie słychać śmiech.

Sehun mocno ściska moją dłoń.

"Widzę, że ty i Sehun dobrze się dogadujecie! To cudowne, nieprawdaż? Och, tak na marginesie, za kilka dni możesz się spodziewać swojego maleństwa! Jakie to ekscytujące! Ach, musimy iść dalej... Kai. Jesteś następnyyyyy~ Wszyscy, oklaski proszę!" głos wręcz ocieka radością i entuzjazmem.

Nikt się nie rusza. Wszyscy patrzą na Kaia, który podnosi oczy wypełnione przerażeniem.

'Za kilka dni... Nie, to nie może być prawda...' pomimo współczucia dla Kaia, wciąż myślę o tym, co te potwory zrobiły ze mną.

"Cóż... Powodzenia Kai~"

Głos milknie. Cisza wypełnia pokój, kiedy nagle Kai zostaje wyciągnięty z klatki przez dwóch mężczyzn w maskach, którzy wcześniej wyprowadzali mnie.

Chłopak szarpie się, ale nie krzyczy. W końcu nie ma innego wyboru, jak tylko poddać się, kiedy wyciągany jest za metalowe drzwi, które zamykają się za nim z hukiem.

Wszyscy dostajemy po misce z jedzeniem, czymkolwiek ta szara breja jest. Ja podwójną porcję.

Zjadam zawartość jednej z misek, a drugą podaję Sehunowi, który patrzy na mnie ze zmieszaniem i wdzięcznością. Boli mnie brzuch.

Wszyscy kończą jeść, nie odzywając się.

"Ten eksperyment..." Obiekt Numer Trzy, Kris, odzywa się cicho "Wszyscy... To widzieliśmy."

Spuszczam głowę. To najprawdopodobniej oznacza, że będziemy również musieli oglądać, jak znęcają się nad Kaiem.

"Rozmawiałem z Bogiem..." słysząc to, obracam się gwałtownie i widzę Obiekt Numer Jedenaście, Baekhyuna, siedzącego z kolanami podciągniętymi pod brodę. To on się odezwał.

"Rozmawiałem z Bogiem... Porzucił nas wszystkich."

"Idioto" głos Tao jest jak smagnięcie biczem "Tutaj nie ma Boga."


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Tao ateista (゜-゜)

Nie wiem czy ktoś to zauważy, ale zmieniłam formę gramatyczną, bo podobno opisy w czasie teraźniejszym są bardziej dynamiczne i sprawiają, że czytelnik się bardziej wczuwa (pozdrawiam moją polonistkę) ಠ_ರೃ

W sumie to mam wrażenie, że ten rozdział jest gorszy niż poprzedni... (;¬д¬)

No ale... Mówi się trudno, i płynie się dalej, i płynie się dalej~ (ಥ⌣ಥ)

Życzę wszystkim miłego dnia (co z tego że teraz jest po dwudziestej) ヾ(。◕ω◕)ノ

poniedziałek, 21 października 2013

Nightmare (rozdział I) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan (trochę)

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)

Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


/Kai/


Jak się tutaj znalazłem...?

Nie jestem pewien.

Dlaczego tu jestem...?

Nie sądzę żebym chciał wiedzieć.

Ale wiem jedno:

Umrę.

Jak i dlaczego, nie mam pojęcia.

A pozostała jedenastka chłopaków w klatkach otaczających moją, też umrze.

Niektórzy z nich już się obudzili, mając w głowie te same pytania, które ja sobie zadawałem.

"Gdzie ja jestem?" mamrocze jeden z nich.

"Co się dzieje?" pyta drugi, przerażenie wyraźnie brzmiące w jego głosie.

"Kim wy wszyscy do cholery jesteście?" syczy kolejny, trzymając się za głowę, jak gdyby pękała mu z bólu.

Reszta też już się obudziła, te same pytania powracają jak natrętne osy.

Rozległ się piszczący dźwięk włączanego mikrofonu i zniekształcony głos wypełnił całe pomieszczenie.

"Widzę że wszyscy się już obudziliście. Wspaniale! Zakładam więc, że możemy zaczynać." usłyszeliśmy nadzwyczajnie radosne przywitanie.

"Zapewne wszyscy się zastanawiacie gdzie jesteście i jak się tu znaleźliście. Cóż, wszystko co mogę powiedzieć, to... Witajcie w placówce. Nie myślcie sobie, że opuścicie to miejsce w najbliższej przyszłości. Musimy przeprowadzić kilka testów. Wyniki niektórych z nich mogą przysłużyć się waszym rodzinom i przyjaciołom w przyszłości. Chociaż w sumie... To raczej nie." głos zachichotał, najwyraźniej rozbawiony swoją własną wypowiedzią.

Wzdrygnąłem się.

"Pozwólcie że was wszystkich przedstawię. Obiekt Numer Jeden, nasz mały Luhan. No już, przywitajcie się ładnie."

Nikt się nawet nie poruszył. Większość siedziała z szeroko rozwartymi oczami. Zauważyłem chłopca o jasnobrązowych włosach, umieszczonego w klatce z plakietką, na której wygrawerowana była liczba "1", rozglądającego się dookoła niepewnie, trzęsącego się ze strachu.

Obiekt Numer Jeden... Był pierwszym. Pierwszym, który będzie musiał zmierzyć się z okropnościami które nas czekają.

"J-jeden..." szepnął do siebie. Łzy powoli napełniały jego oczy.

"O jejku, ależ jesteście nieśmiali... W każdym razie, kontynuujmy! Obiekt Numer Dwa to... No cóż, nie mogliśmy odszukać jego imienia, więc nazwijmy go Kai."

Nagle wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku. Położyłem palec na plakietce umieszczonej na mojej klatce, i udało mi się wyczuć numer wygrawerowany w chłodnym metalu...

Dwa.

To ja jestem Kaiem. Jestem drugi.

Niezależnie od tego, jak bardzo spodobał mi się ten pseudonim, nie cieszył mnie fakt, że będzie to imię pod którym ci ludzie będą mnie znali zabijając mnie.

"Numer Trzy... Wu Y- Yi- YiFa- Ekhm, Kris. Twoje imię jest zbyt skomplikowane." chłopak z ciemnymi blond włosami, wyglądający na starszego ode mnie, podniósł wzrok. Jego oczy rozszerzyły się, po czym opuścił głowę, mrucząc jakieś przekleństwa.

"Ach, kolejne trudne imię. Zhang... Yi... Xing...? Nazwijmy go Lay. To Numer Cztery~" chłopak z ciemnymi włosami ukrył swoją twarz w dłoniach.

"Nawet nie będę się męczyć, próbując przeczytać to imię. Tao! Obiekt Numer Pięć!" młody chłopak z czarnymi włosami i bardzo ciemnymi oczami nawet się nie odezwał. Po prostu siedział cicho, z zamkniętymi oczami.

"W tym wypadku udało nam się odnaleźć tylko jego nazwisko... Numer Sześć, D.O! Brzmi super, prawda? Mam nadzieję, że ci się spodoba." ciemnowłosy chłopak rozszerzył swoje i tak już wielkie oczy.

"Obiekt Numer Siedem. Nie podoba nam się twoje prawdziwe imię. Witaj Chen!"

"Jongdae... Kim Jongdae..." któryś z nich wymamrotał, po czym westchnął i położył się w swojej klatce.

"Obiekt Numer Osiem... Xiumin!"

Chłopak z krótkimi, brązowymi włosami spuścił głowę. "A więc to możesz wymówić, co?" westchnął.

"Obiekt Numer Dziewięć, Sehun! Nie pomylcie z Numerem Dziesięć, czyli Suho. Numer Jedenaście to Baekhyun. I wreszcie ostatni, choć oczywiście nie najmniej ważny... Obiekt Numer Dwanaście, Chanyeol!"

Wszyscy siedzieli w ciszy, oprócz Numeru Dwunastego, który skomlał przerażony i szarpał za kraty swojej klatki. "Zabierzcie mnie stąd!"

Ale to nie miało sensu. Wszyscy byliśmy tam uwięzieni, czekając na nasz los.

"A więc... Zaczynajmy!" oznajmił radośnie głos i wszyscy zamarli, kierując swój wzrok ku Luhanowi.

"Luhannie~ Nadszedł czas!" pomimo lekkiego tonu głosu, te słowa były przerażające.

Popatrzyłem na Luhana, próbując bez użycia słów powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze... Choć wiedziałem że nie będzie.

Błagające spojrzenie Luhana przewiercało mnie na wylot.

Dwóch mężczyzn w czarnych maskach wyłoniło się zza drzwi, wyciągając Luhana z jego klatki i ciągnąc go gdzieś ze sobą.

"NIE! PUSZCZAJCIE! NIECH KTOŚ MI POMOŻE!" krzyczał, kopiąc na oślep i próbując się im wyrwać. Ale to nic nie dało.

"Nie martw się LuLu~ Nic ci nie będzie... Najprawdopodobniej. A reszcie życzę słodkich snów~!"

I głos zamilkł. Zniknął. Jak na razie.

Słodkich snów? To był raczej koszmar.

W głębi duszy modliłem się, żeby Luhanowi nic się nie stało... I żebyśmy wszyscy mogli obudzić się z tego koszmaru.

Ale tylko sam siebie oszukiwałem.

I tak, wszystko się zaczęło.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Bu. ∩( ・ω・)∩

Muszę przyznać, że to całe tłumaczenie to całkiem fajna zabawa~

Także możecie się spodziewać kolejnych rozdziałów już niedługo ヽ(‘ ∇‘ )ノ

A teraz idę zjeść drożdżówkę z czekoladą bo przecież jestem za chuda