niedziela, 17 listopada 2013

Nightmare (rozdział IV) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: TaoRis?

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny

Autor: BloodyCupcake
Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・
/Kris/

Oczy pieką mnie od patrzenia na oślepiająco białe kafelki tworzące posadzkę w sali, w której się znajduję. Białe, jak wszystko tutaj. Nawet podłoga jest oślepiająco biała.
Leżę twarzą w dół na szpitalnym łóżku, moje ramiona są rozłożone i przywiązane, a nogi złączone razem i również skrępowane. Moje plecy są odsłonięte, czuję chłodne powietrze owiewające moją nagą skórę.
Dwie identyczne pielęgniarki wchodzą do pomieszczenia i stają za mną. Kreślą linie na moich plecach, śmiejąc się jak małe dziewczynki. Ale ich słodki chichot nie jest w najmniejszym stopniu niewinny... Ani ludzki.
Wychodzą, a na ich miejsce pojawiają się lekarze, chirurdzy i pielęgniarki, wszyscy odziani w niepokojąco czystą i jasną biel.
Jeden z nich ustawia kamerę, słychać dźwięczenie metalowych narzędzi.
"Rozpoczęcie procedury" mruczy jeden z nich.
Zamieram. Może po prostu źle usłyszałem... Jednak nie mam już wątpliwości, kiedy wilgotny wacik przesuwa się po mojej skórze, dezynfekując ją.
"Ch-chwila... Nie będę poddany narkozie?" pytam, ledwo panując nad moim głosem.
"Och, nie ma takiej potrzeby! Już za niedługo doświadczysz o wiele gorszych rzeczy" słyszę odpowiedź padającą z ust jakiejś kobiety. Ton jej głosu miał być chyba pocieszający. Nie był.
Nagle czuję zimne ostrze przebijające się przez moją skórę, rozdzierając ją. Przygryzam wargę, aby nie pozwolić sobie na wydanie jakiegokolwiek dźwięku.
Ciepła ciecz sączy się z nacięć na moim ciele, ale zostaje szybko wytarta, a żyły zasklepione, aby uniknąć zbytniej utraty krwi.
Skóra i mięśnie na moich łopatkach zostają rozerwane, pozwalając zobaczyć białe kości. Słyszę warkot wiertła i czuję nagły, przeszywający ból, kiedy wwierca się w kość.
Krzyczę. Głośno. Boli mnie gardło. Palą płuca.
Wciąż krzyczę.
Wiertło znów zbliża się do mnie, tym razem w innym miejscu. Im bliżej się znajduje, tym szybciej tracę zdolność logicznego myślenia.
Ledwo łapię oddech. Nie słychać już warczenia wiertła. Moje serce bije tak szybko, jakby miało mi się zaraz wyrwać z piersi.
Nie czuję reszty zabiegu. Moje ciało zostało boleśnie znieczulone. Wszystko jest zamazane. Słyszę dzwonienie.
Nieprzerwane... Głośne, ale łagodne.
Ale czy jest prawdziwe?
Czy ten koszmar jest prawdziwy?
Chyba powoli tracę przytomność. Głosy stają się coraz bardziej stłumione, coraz bardziej odległe...
A potem cisza.

***

"ZiTao!" krzyczy chłopiec, biegnąc korytarzem, szukając młodszego.
Wbiega do pokoju i zauważa go, siedzącego na podłodze po turecku. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji.
"Czego chcesz, gege?" pyta młodszy chłopak.
"Ja... Chciałem się tylko pożegnać..." YiFan mamrocze. Jego ostatnie słowa są ledwo słyszalne.
Widzi, jak wyraz twarzy ZiTao zmienia się z obojętnego na zaskoczony. Chłopiec gapi się na niego niedowierzająco.
"Co?" pyta "Zostałeś zaadoptowany, a ja nie? I zostawisz mnie??" głos ZiTao staje się coraz głośniejszy.
"T-Tao... Przykro mi, ja... Właściwie to nie do końca jest mi przykro, ale-"
"Nienawidzę cię!!!" młodszy chłopiec krzyczy, jego oczy płoną gniewem. Biegnie w stronę YiFana i powala go na ziemię, z imponującą siłą, biorąc pod uwagę fakt, że ma całe siedem lat.
"Miałeś zostać! Jesteś moim gege, nie możesz mnie zostawić!!! Nienawidzę cię!!! Chcę żebyś umarł!!!!" krzyczy dziecko z kruczoczarnymi włosami, okładając drugiego chłopca pięściami. Z jego oczu płyną łzy.
Dwie kobiety szybko rozdzielają chłopców. YiFan patrzy na ZiTao wstrząśnięty. Jego oczy napełniają się łzami, kiedy dociera do niego ostatnie zdanie młodszego chłopca. Chłopca, o którego się troszczył, którego kochał jak własnego brata.
"Chcę żebyś umarł!!!!"

***

Budzę się w mojej klatce, leżąc twarzą w dół. Próbuję usiąść, ale ostry ból przeszywa moje ciało. Wydaję z siebie obolały jęk.
Patrzę dookoła. Wszyscy spoglądają na mnie przerażeni.
"Kris... Twoje plecy" szepcze Xiumin.
"Co te skurwysyny ze mną zrobiły?" syczę.
Nagle z głośników słychać głos.
"Kris! Widzę, że już się obudziłeś, cudownie! Ponieważ nie dasz rady zobaczyć swojej nowej, wspaniałej zdolności, pozwól że ci pokażę!"
Obracam głowę w stronę dużego ekranu. Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa.
Skrzydła.
Nie majestatyczne, anielskie skrzydła... Skrzydła nietoperza, pokryte cienką skórą i żyłami, kości wyraźnie zarysowane, na końcu każdego z nich szpony. Skrzydła wystają z moich pleców i zajmują połowę miejsca w klatce.
Zrobili ze mnie potwora... Każdy z nas był, jest lub kiedyś takim będzie.
"Cudowne, prawda? Czy nie o tym zawsze marzyłeś?"
"Zamknij się!" krzyczę "Kim wy niby jesteście? Czemu to robicie, cholerne skurwysyny?!"
Na chwilę zapada cisza, i żałuję, że się odezwałem.
Nagle słychać maniakalny śmiech.
"Och, nasz Kris jest taki zabawny! Hehehehehe... Cóż, to chyba pora na test!"
Dwaj mężczyźni w maskach wyprowadzają mnie z mojej klatki. Oczy Tao podążają za mną, pełne nienawiści, ale też czegoś na kształt współczucia. Jak gdyby nie chciał, żebym został...
Mężczyźni ciągną mnie po jakichś schodach. Pierwszy stopień, drugi stopień... Już dawno straciłem rachubę.
W końcu wychodzimy na dach. Moje ręce zostają związane, kamera włączona.
"Użyj swoich skrzydeł, Kris" mówi jeden z doktorów.
Próbuję z całych sił, jednak nie przynosi to żadnych efektów.
"Nie... Nie wiem jak" mamroczę.
"W takim razie będziesz się musiał dowiedzieć. Przeżycie upadku z dwudziestego piętra nie jest łatwe."
Ciągną mnie w stronę krawędzi. Muszę szybko coś wymyślić.
"Nie! To nie zadziała, nie mogę-"
Nie kończę zdania. Nagle czuję się jakbym był lekki jak piórko. Chłodne powietrze uderza mnie w twarz. Spadam.
'Twoje życzenie się właśnie się spełnia, ZiTao...' myślę. 'Twój gege umrze.'
Zamykam oczy i poddaję się, wiedząc, że tego nie uniknę.
Uderzam w ziemię, czuję jak moja czaszka pęka, a kości wyginają się pod dziwnymi kątami. Czuję pazury z moich skrzydeł wbijające się w moje plecy. Czuję krew wypływającą z moich ust, uszu, rany na głowie. Moje wnętrzności ozdabiają twardą ziemię. Zapadam w błogą, przyjazną ciemność... Ale nie wydaję z siebie najmniejszego dźwięku.
Martwi nie krzyczą.



☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Kolejny będzie Yixing, nie żeby spojler ♡

Taaaak to znowu ja i nikogo to nie obchodzi (T∇T)

Poczułam nagłą potrzebę przetłumaczenia chociaż jednego rozdziału (szkoda tylko że jest 00:47 ・ω・)

Jutro szkoła. Umieram z radości. Nie widać? ≖‿≖

Chyba powinnam iść spać.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nie ma sensu (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: VIXX

Paringi: Navi

Rodzaj: znowu fluffik?


Autor: lovingvixx


Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****

Hakyeon wie, że oni wiedzą.
To nic poważnego, kiedy łapie go delikatnie za nadgarstek, nic nawet wtedy, kiedy splata razem ich palce. To nic poważnego, kiedy szepcze mu słodko do ucha, nic nawet wtedy, kiedy jego wargi pocierają delikatnie skórę jego szyi.
To nic poważnego, kiedy uderza go w ramię dosyć dziewczęco, kiedy ten wypowiada pod jego adresem pochlebne uwagi, nic nawet wtedy, kiedy te komplementy sprawiają, że się rumieni.
To nic, nawet jeśli noony mogą zobaczyć ten różowy odcień na jego policzkach za każdym razem, kiedy patrzy jak pozuje, opanowany i profesjonalny.
To nic nawet wtedy, kiedy przytula go nieoczekiwanie, a krew pulsuje w jego żyłach szybciej, ponieważ czuje jego łagodne ramiona na swojej talii.
Hakyeon wie, że traktują to jako zwyczajne, codzienne czynności.
Ale, jest coś, czego nie może ukryć. Kiedy na niego patrzy, kiedy naprawdę patrzy na Wonshika, kiedy jego oczy są w nim tęsknie utkwione, i ten niewątpliwy błysk w nich; wie, że zasłona opadła, i że nosi swoje serce na dłoni.
Szczerze myśli, że nie ma sensu ukrywać czegoś tak pięknego.
Hakyeon wie, że oni wiedzą. I nic a nic go to nie obchodzi.

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****


Takie cuś przetłumaczone w pięć minut ・゚ヾ(✦థ ェ థ)ノ

Już wiem, czemu zawsze czytam fiki po angielsku nasz język jest do bani jeśli chodzi o gejpop no (iДi)

To nie było w porządku (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: VIXX

Paringi: Navi

Rodzaj: angst


Autor: lovingvixx

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥


Wonshik ma dzisiaj duże, czarne okulary przeciwsłoneczne. Ciemne chmury sprawiają wrażenie, jakby zaraz miało przydarzyć się coś złego, a powietrze jest wilgotne, czego Wonshik nie może znieść. Słyszy ciche zawodzenie, i to go niemiłosiernie drażni. Bo to wszystko jego wina. Gdzieś niedaleko słychać cichy, delikatny szept i Wonshik obraca się odrobinę, jednak to wystarcza żeby zobaczyć jak Hongbin przytula Sanghyuka, aby go uspokoić, i jak Taekwoon wciąż ściera gorzkie łzy płynące z oczu Jaehwana.


"Kocham cię" z nadzieją oznajmia Wonshik, pomimo tego, że moment wydaje się dość nieodpowiedni. Hakyeon leży w szpitalnym łóżku, jego prawa ręka spoczywa w gipsie, a obydwie nogi są poranione i bolące. Na ten widok serce Wonshika przekręca się z bólu. Oczy Hakyeona się rozszerzają, a dech zamiera w jego piersiach, kiedy desperacko wyciąga swoje zdrowe ramię w stronę Wonshika. Próbuje coś powiedzieć, prawie dławiąc się swoimi łzami. Łapie dolną wargę między zęby, zaciskając je mocno, bo oto dzieje się coś, na co od zawsze czekał, a jego struny głosowe go zawodzą i nie może wydukać nawet słowa. Cóż za męka. To boli. Wonshik odważnie przysuwa się bliżej i delikatnie bierze wargę Hakyeona między swoje, a we wnętrzu czuje ciepło, i nie potrafi się powstrzymać, i całuje Hakyeona mocno. Co za męka. Znowu boli. Ale Hakyeon uważa, że to jest najbardziej błogi ból jaki kiedykolwiek czuł.



Wonshik go zauważa i czuje, że mógłby zwymiotować wszystkie swoje wnętrzności. Obrzydzenie i niesamowity wstręt kiełkują mocniej niż kiedykolwiek, dlatego odwraca wzrok i zaciska ręce w pięści tak mocno, że paznokcie zostawiają piekące ślady na jego skórze. Mężczyzna dotyka jego ramienia i Wonshik się wzdryga. "Co?" głos chłopaka jest opryskliwy, i zachrypły, i mężczyzna z łatwością może stwierdzić, że Wonshik płakał, płakał strasznie dużo, ale to nie wywołuje u niego nawet odrobiny współczucia. "Tak jest lepiej. On ci tylko sprawiał kłopoty."


Śmiech Hakyeona wyprawia niewyobrażalne rzeczy z sercem Wonshika, sprawia, że trzepocze jak nigdy wcześniej. Jego skóra jest ustrojona niewielkimi siniakami i jasnoczerwonymi śladami zębów i ust Wonshika. Hakyeon to kocha. Stwierdza, że tak wygląda najlepiej. Wonshik przykrywa ich puchatym kocem i Hakyeon obejmuje go mocno, wzdychając zadowolony. Czoło Wonshika naznaczają zmarszczki, oznaczające, że nad czymś rozmyśla. To musi być coś poważnego, stwierdza Hakyeon, w momencie kiedy Wonshik zauważalnie zaciska zęby i wygląda, jakby spierał się ze samym sobą. "Po prostu mi powiedz" Hakyeon przerywa tok jego myśli, i Wonshik wydaje się nieco zaskoczony "To nic takiego" odpowiada, przetaczając się na plecy i pozwalając Hakyeonowi ułożyć się na jego piersi. "Na pewno?" Hakyeon próbuje jeszcze raz, i cieszy się, że Wonshik nie widzi jego twarzy, bo na pewno widoczne jest na niej zmartwienie. Wonshik wzdycha głęboko "Chodzi tylko o... O mojego ojca." Hakyeon wtrąca się szybko "Co z nim?" Wonshik mocniej zaciska ramiona wokół jego talii i obsypuje jego szyję delikatnymi pocałunkami. "Dowiedział się... O nas." mruczy, jego usta pocierają skórę Hakyeona, który wstrzymuje oddech. "I co powiedział?" Wonshik nie odpowiada od razu i Hakyeon myśli, że to znak, że nie chce o tym rozmawiać. Wtedy usta Wonshika otwierają się jeszcze raz, i mamrocze urywane "On nie... Uważa, że..." Hakyeon czuje, jak jego gardło się zaciska, kiedy próbuje przełknąć. "W porządku, nic już nie mów." Odwraca się i całuje go, i Wonshikowi wydaje się, że wyczuwa w tym pocałunku pewną desperacje i zdławioną nadzieję.



"Wynoś się stąd. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć." Wonshik cedzi przez zaciśnięte zęby, blisko do utraty kontroli. "Musisz zrozumieć, synu... I żyć dalej." ojciec ściska jego ramię, a Wonshik odpycha go od siebie z taką siłą, że ten zatacza się kilka kroków do tyłu. Nie obchodzą go zaskoczone twarze zgromadzonych żałobników, kiedy oddala się w jakieś bardziej odludne miejsce, zostawiając swojego ojca w tyle. Hyemi podchodzi do niego, i chłopak nie jest do końca pewien, czy zniesie towarzystwo kogokolwiek w tej chwili. "Wszystko w porządku?"


"Hakyeon, to moja narzeczona, Hyemi. Hyemi, to mój... Przyjaciel, Hakyeon." Hakyeon czuje się, jakby miał zaraz zwymiotować. Wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale i tak sprawiło mu to niezmierzony ból. Był okropnie zawiedziony tym, że Wonshik nie postawił się swojemu ojcu, dla ich miłości, dla niego. Chociaż tak na prawdę nie winił Wonshika. Hakyeon spuszcza wzrok, aby ukryć łzy zbierające w jego oczach. Na jego twarzy pojawia się najsmutniejszy uśmiech, jaki Wonshik kiedykolwiek widział. To go załamuje, i jego serce krzyczy 'Hakyeon', i gardzi sam sobą, swoim tchórzostwem. "Gratuluję, Wonshik." bezsilność w jego głosie niemalże doprowadza Wonshika do łez, ale powstrzymuje się ostatkami sił. "Powinniśmy iść." łapie Hyemi za rękę i pośpiesznie opuszczają pomieszczenie. Hyemi wzdycha.


"Myślisz, że nie wiedziałam?" na dźwięk tych słów Wonshik podnosi głowę zdezorientowany, zdejmując swoje okulary. Jego oczy są zaczerwienione, jego wzrok mętny. Hyemi czuje, jak poczucie winy wyżera ją od środka. Zaczyna płakać, i Wonshik panikuje. "Co się stało? Hyemi, o co ci chodzi?" Dziewczyna stara się odpowiedzieć, pomimo ciągłego, niepohamowanego łkania. "Kochasz Hakyeona, a on kochał ciebie. Ja byłam trzecim kołem, Wonshik, intruzem. Myślisz, że o tym nie wiedziałam?" Wonshik nie wie, co powinien powiedzieć. Wydaje się być nieporuszony słowami dziewczyny, chociaż w jego oczach powoli wzbierają łzy, znowu. Powoli wyciąga rękę, aby otrzeć wilgotne policzki Hyemi, ale ona odpycha go delikatnie. "To moja wina, Wonshik! To moja wina, że Hakyeon umarł nieszczęśliwy. Mój egoizm ci go odebrał. Myślałam, że tak bardzo cię kocham, i że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Ale widać, że nie kochałam cię wystarczająco, bo inaczej pozwoliłabym ci być prawdziwie szczęśliwym. Jestem samolubną, okropną suką, Wonshik, a ty zasługujesz na wiele więcej. Dlatego zrywam zaręczyny." Wonshik w ogóle na to nie zareagował.


"Hakyeon, tak mi przykro..." słowa Wonshika są porywane wraz z chłodnym wiatrem, i ulatują w stronę gwieździstego nieba. "Będę twoim drużbą." Hakyeon oznajmia słodkim tonem, od którego robi się niedobrze, jego głos się łamie, a oczy są wypełnione łzami. "Hakyeon, posłuchaj mnie..." Wonshik raz jeszcze próbuje się odezwać, czując jak wnętrzności się w nim skręcają. "Będę ojcem chrzestnym twoich dzieci." Wonshik ma już dość, więc łapie Hakyeona mocno za ramiona. "Przestań wygadywać głupoty!"

"Pomimo wszystko, chcę być częścią twojego życia, Wonshik!" Hakyeon załamuje się, i płacze, głośno i żałośnie, a Wonshik próbuje złapać oddech, bo jego serce tak bardzo boli. Nagle, pomimo zaciśniętych powiek, widzi delikatne światło, ale zanim zdąża cokolwiek zarejestrować, Hakyeon bez wahania popycha go na bok, a wielka ciężarówka uderza w niego samego z ogromną siłą. Wonshik krzyczy, jego głos jest ochrypły, i klęka obok Hakyeona, opierając jego głowę na swoich kolanach, a krew powoli wypływająca z rozcięcia na jego czole sprawia, że traci przytomność.

Kiedy się budzi, ktoś coś szepcze, ale on nie może zrozumieć, słysząc jedynie strzępek zdania, a właściwie dwa słowa: 'akt zgonu'. Zaciska mocno powieki, płacząc i trzęsąc się straszliwie, kiedy pielęgniarki krzątają się wokół niego bezradnie.



Trumna opada coraz głębiej pod ziemię, i słychać płacz, i każdy mięsień w ciele Wonshika jest napięty. Ten widok mdli go niemiłosiernie, musi przytrzymać się osoby stojącej obok niego, aby nie upaść. Niebo zaczyna płakać, ale nagle Wonshik czuje pewien spokój, pogoda ducha jaśnieje w nim.


Hakyeon, kochanie, już nadchodzę. Nie musisz już czekać. Będziemy na zawsze razem.



♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥


Tyle nad tym siedziałam, tak bardzo do dupy wyszło (oT-T)尸

Senpai, mianhae że tak długo mi to zajęło, ale starałam się (~。~;)

Tak bardzo kaleczę te piękne opowiadania (o_ _)o

sobota, 2 listopada 2013

Hakyeon nienawidzi wielu rzeczy (oneshot) ٩(^Д^)۶


Fandom: VIXX


Paringi: Navi

Rodzaj: fluff (?) XD

Autor: lovingvixx

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****


Hakyeon uważa, że jest to tylko chwilowe zauroczenie, bo przecież nie widzi w Wonshiku niczego, co dałoby się lubić. Śmierdzi, ma okropny gust i chrapie, głośno. W towarzystwie dziewczyn zaczyna zachowywać się jak palant i to sprawia, że ogarniają go mdłości (i trochę, ale tylko trochę, zazdrość), a jego największą wadą jest to, że próbuje ukraść mu miejsce jako głównego MC w VIXX TV.

Robi dziwne miny i Hakyeon nie zgadza się z tym, że to jest urocze, bo naprawdę nie jest. Jest za to strasznym beksą i Hakyeon nienawidzi faktu, że za każdym razem kiedy widzi go płaczącego, czuje ukłucie w sercu.
Jest nadopiekuńczy i pomaga każdemu, zawsze, a Hakyeon samolubnie pragnie całej jego uwagi dla siebie. Hakyeon nienawidzi tego, kiedy Wonshik zakłada okulary; wygląda w nich tak żałośnie i niewinnie, że ma ochotę rzucić się na niego i zadusić go bez litości.
Hakyeon nienawidzi tego, jak charyzmatycznie Wonshik porusza się po scenie, i zazdrości nawet fankom, które mogą bezkarnie się na niego gapić, kiedy on musi się z tym ukrywać. Hakyeon nienawidzi niskiego głosu Wonshika, nienawidzi tego, jak przyprawia go o dreszcze i jak łatwo go rozprasza.
Hakyeon nienawidzi ich choreografa; dlaczego, do jasnej cholery, Woshik musi dotykać go w taki sposób, że nie może potem zmrużyć oka przez całą noc? Hakyeon nienawidzi faktu, że Wonshik ma aegyo, kiedy on sam nim nie grzeszy, i nigdy nie przyzna, że Wonshik jest trudnym przeciwnikiem (tak na prawdę nie obchodzi go to, że utraci pierwsze miejsce jeśli chodzi o bycie uroczym, jeśli tylko Wonshik mrugnie jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze).
Hakyeon nienawidzi tego, jak jego serce bije szybciej, puls tłucze się boleśnie i jak jego serce utyka mu w gardle, i zapomina jak się oddycha za każdym razem, kiedy patrzy Wonshikowi w oczy. A najbardziej nienawidzi tego, jak speszony wydaje się Wonshik za każdym razem, kiedy Hakyeon próbuje się do niego zbliżyć, jak posyła mu ten zakłopotany uśmiech, gdy próbuje go przytulać, całować, cokolwiek.
Hakeyon może przyznać, no dobra, jest zakochany w tym irytującym stworzeniu, zakochany mocno i nieodwracalnie i pewnej nocy, kiedy on i Wonshik zostają  sami w dormie, stwierdza, że już dłużej tego nie wytrzyma (jest też ciekawy, dlaczego wszyscy inny zdecydowali wyjść, a jeszcze bardziej ciekawi go to, dlaczego Wonshik został, ale to już inna sprawa).
Więc go całuje, i nie myśli o konsekwencjach, bo to jest najlepsza rzecz jaka mu się przytrafiła, i sprawia że nogi się pod nim uginają, i jego krew płynie tak szybko, że ma wrażenie że zaraz wybuchnie i wyparuje w powietrzu. Wonshik wcale się nie odsuwa, wręcz przeciwnie, zaplata ręce wokół talii Hakyeona i całuje go chaotycznie, ale z takim pożądaniem, że Hakyeon czuje jakby znajdował się w niebie.

***♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****♥****


To była chyba najtrudniejsza rzecz do tłumaczenia jak do tej pory wcale nie tłumaczyłam tylko trzech rozdziałów Nightmare, nie  (。_°☆\(- – )

No, to ja się zmywam pewnie tłumaczyć kolejny rozdział, bo nie mam życia ( ˘ ³˘)♥