Fandom: EXO
Paringi: TaoRis?
Rodzaj: gore, horror, psychologiczny
Autor: BloodyCupcake
Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.
☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・
/Kris/
Oczy pieką mnie od patrzenia na oślepiająco białe kafelki tworzące posadzkę w sali, w której się znajduję. Białe, jak wszystko tutaj. Nawet podłoga jest oślepiająco biała.
Leżę twarzą w dół na szpitalnym łóżku, moje ramiona są rozłożone i przywiązane, a nogi złączone razem i również skrępowane. Moje plecy są odsłonięte, czuję chłodne powietrze owiewające moją nagą skórę.
Dwie identyczne pielęgniarki wchodzą do pomieszczenia i stają za mną. Kreślą linie na moich plecach, śmiejąc się jak małe dziewczynki. Ale ich słodki chichot nie jest w najmniejszym stopniu niewinny... Ani ludzki.
Wychodzą, a na ich miejsce pojawiają się lekarze, chirurdzy i pielęgniarki, wszyscy odziani w niepokojąco czystą i jasną biel.
Jeden z nich ustawia kamerę, słychać dźwięczenie metalowych narzędzi.
"Rozpoczęcie procedury" mruczy jeden z nich.
Zamieram. Może po prostu źle usłyszałem... Jednak nie mam już wątpliwości, kiedy wilgotny wacik przesuwa się po mojej skórze, dezynfekując ją.
"Ch-chwila... Nie będę poddany narkozie?" pytam, ledwo panując nad moim głosem.
"Och, nie ma takiej potrzeby! Już za niedługo doświadczysz o wiele gorszych rzeczy" słyszę odpowiedź padającą z ust jakiejś kobiety. Ton jej głosu miał być chyba pocieszający. Nie był.
Nagle czuję zimne ostrze przebijające się przez moją skórę, rozdzierając ją. Przygryzam wargę, aby nie pozwolić sobie na wydanie jakiegokolwiek dźwięku.
Ciepła ciecz sączy się z nacięć na moim ciele, ale zostaje szybko wytarta, a żyły zasklepione, aby uniknąć zbytniej utraty krwi.
Skóra i mięśnie na moich łopatkach zostają rozerwane, pozwalając zobaczyć białe kości. Słyszę warkot wiertła i czuję nagły, przeszywający ból, kiedy wwierca się w kość.
Krzyczę. Głośno. Boli mnie gardło. Palą płuca.
Wciąż krzyczę.
Wiertło znów zbliża się do mnie, tym razem w innym miejscu. Im bliżej się znajduje, tym szybciej tracę zdolność logicznego myślenia.
Ledwo łapię oddech. Nie słychać już warczenia wiertła. Moje serce bije tak szybko, jakby miało mi się zaraz wyrwać z piersi.
Nie czuję reszty zabiegu. Moje ciało zostało boleśnie znieczulone. Wszystko jest zamazane. Słyszę dzwonienie.
Nieprzerwane... Głośne, ale łagodne.
Ale czy jest prawdziwe?
Czy ten koszmar jest prawdziwy?
Chyba powoli tracę przytomność. Głosy stają się coraz bardziej stłumione, coraz bardziej odległe...
A potem cisza.
***
"ZiTao!" krzyczy chłopiec, biegnąc korytarzem, szukając młodszego.
Wbiega do pokoju i zauważa go, siedzącego na podłodze po turecku. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji.
"Czego chcesz, gege?" pyta młodszy chłopak.
"Ja... Chciałem się tylko pożegnać..." YiFan mamrocze. Jego ostatnie słowa są ledwo słyszalne.
Widzi, jak wyraz twarzy ZiTao zmienia się z obojętnego na zaskoczony. Chłopiec gapi się na niego niedowierzająco.
"Co?" pyta "Zostałeś zaadoptowany, a ja nie? I zostawisz mnie??" głos ZiTao staje się coraz głośniejszy.
"T-Tao... Przykro mi, ja... Właściwie to nie do końca jest mi przykro, ale-"
"Nienawidzę cię!!!" młodszy chłopiec krzyczy, jego oczy płoną gniewem. Biegnie w stronę YiFana i powala go na ziemię, z imponującą siłą, biorąc pod uwagę fakt, że ma całe siedem lat.
"Miałeś zostać! Jesteś moim gege, nie możesz mnie zostawić!!! Nienawidzę cię!!! Chcę żebyś umarł!!!!" krzyczy dziecko z kruczoczarnymi włosami, okładając drugiego chłopca pięściami. Z jego oczu płyną łzy.
Dwie kobiety szybko rozdzielają chłopców. YiFan patrzy na ZiTao wstrząśnięty. Jego oczy napełniają się łzami, kiedy dociera do niego ostatnie zdanie młodszego chłopca. Chłopca, o którego się troszczył, którego kochał jak własnego brata.
"Chcę żebyś umarł!!!!"
***
Budzę się w mojej klatce, leżąc twarzą w dół. Próbuję usiąść, ale ostry ból przeszywa moje ciało. Wydaję z siebie obolały jęk.
Patrzę dookoła. Wszyscy spoglądają na mnie przerażeni.
"Kris... Twoje plecy" szepcze Xiumin.
"Co te skurwysyny ze mną zrobiły?" syczę.
Nagle z głośników słychać głos.
"Kris! Widzę, że już się obudziłeś, cudownie! Ponieważ nie dasz rady zobaczyć swojej nowej, wspaniałej zdolności, pozwól że ci pokażę!"
Obracam głowę w stronę dużego ekranu. Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa.
Skrzydła.
Nie majestatyczne, anielskie skrzydła... Skrzydła nietoperza, pokryte cienką skórą i żyłami, kości wyraźnie zarysowane, na końcu każdego z nich szpony. Skrzydła wystają z moich pleców i zajmują połowę miejsca w klatce.
Zrobili ze mnie potwora... Każdy z nas był, jest lub kiedyś takim będzie.
"Cudowne, prawda? Czy nie o tym zawsze marzyłeś?"
"Zamknij się!" krzyczę "Kim wy niby jesteście? Czemu to robicie, cholerne skurwysyny?!"
Na chwilę zapada cisza, i żałuję, że się odezwałem.
Nagle słychać maniakalny śmiech.
"Och, nasz Kris jest taki zabawny! Hehehehehe... Cóż, to chyba pora na test!"
Dwaj mężczyźni w maskach wyprowadzają mnie z mojej klatki. Oczy Tao podążają za mną, pełne nienawiści, ale też czegoś na kształt współczucia. Jak gdyby nie chciał, żebym został...
Mężczyźni ciągną mnie po jakichś schodach. Pierwszy stopień, drugi stopień... Już dawno straciłem rachubę.
W końcu wychodzimy na dach. Moje ręce zostają związane, kamera włączona.
"Użyj swoich skrzydeł, Kris" mówi jeden z doktorów.
Próbuję z całych sił, jednak nie przynosi to żadnych efektów.
"Nie... Nie wiem jak" mamroczę.
"W takim razie będziesz się musiał dowiedzieć. Przeżycie upadku z dwudziestego piętra nie jest łatwe."
Ciągną mnie w stronę krawędzi. Muszę szybko coś wymyślić.
"Nie! To nie zadziała, nie mogę-"
Nie kończę zdania. Nagle czuję się jakbym był lekki jak piórko. Chłodne powietrze uderza mnie w twarz. Spadam.
'Twoje życzenie się właśnie się spełnia, ZiTao...' myślę. 'Twój gege umrze.'
Zamykam oczy i poddaję się, wiedząc, że tego nie uniknę.
Uderzam w ziemię, czuję jak moja czaszka pęka, a kości wyginają się pod dziwnymi kątami. Czuję pazury z moich skrzydeł wbijające się w moje plecy. Czuję krew wypływającą z moich ust, uszu, rany na głowie. Moje wnętrzności ozdabiają twardą ziemię. Zapadam w błogą, przyjazną ciemność... Ale nie wydaję z siebie najmniejszego dźwięku.
Martwi nie krzyczą.
☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・
Kolejny będzie Yixing, nie żeby spojler ♡
Taaaak to znowu ja i nikogo to nie obchodzi (T∇T)
Poczułam nagłą potrzebę przetłumaczenia chociaż jednego rozdziału (szkoda tylko że jest 00:47 ・ω・)
Jutro szkoła. Umieram z radości. Nie widać? ≖‿≖
Chyba powinnam iść spać.
☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・
/Kris/
Oczy pieką mnie od patrzenia na oślepiająco białe kafelki tworzące posadzkę w sali, w której się znajduję. Białe, jak wszystko tutaj. Nawet podłoga jest oślepiająco biała.
Leżę twarzą w dół na szpitalnym łóżku, moje ramiona są rozłożone i przywiązane, a nogi złączone razem i również skrępowane. Moje plecy są odsłonięte, czuję chłodne powietrze owiewające moją nagą skórę.
Dwie identyczne pielęgniarki wchodzą do pomieszczenia i stają za mną. Kreślą linie na moich plecach, śmiejąc się jak małe dziewczynki. Ale ich słodki chichot nie jest w najmniejszym stopniu niewinny... Ani ludzki.
Wychodzą, a na ich miejsce pojawiają się lekarze, chirurdzy i pielęgniarki, wszyscy odziani w niepokojąco czystą i jasną biel.
Jeden z nich ustawia kamerę, słychać dźwięczenie metalowych narzędzi.
"Rozpoczęcie procedury" mruczy jeden z nich.
Zamieram. Może po prostu źle usłyszałem... Jednak nie mam już wątpliwości, kiedy wilgotny wacik przesuwa się po mojej skórze, dezynfekując ją.
"Ch-chwila... Nie będę poddany narkozie?" pytam, ledwo panując nad moim głosem.
"Och, nie ma takiej potrzeby! Już za niedługo doświadczysz o wiele gorszych rzeczy" słyszę odpowiedź padającą z ust jakiejś kobiety. Ton jej głosu miał być chyba pocieszający. Nie był.
Nagle czuję zimne ostrze przebijające się przez moją skórę, rozdzierając ją. Przygryzam wargę, aby nie pozwolić sobie na wydanie jakiegokolwiek dźwięku.
Ciepła ciecz sączy się z nacięć na moim ciele, ale zostaje szybko wytarta, a żyły zasklepione, aby uniknąć zbytniej utraty krwi.
Skóra i mięśnie na moich łopatkach zostają rozerwane, pozwalając zobaczyć białe kości. Słyszę warkot wiertła i czuję nagły, przeszywający ból, kiedy wwierca się w kość.
Krzyczę. Głośno. Boli mnie gardło. Palą płuca.
Wciąż krzyczę.
Wiertło znów zbliża się do mnie, tym razem w innym miejscu. Im bliżej się znajduje, tym szybciej tracę zdolność logicznego myślenia.
Ledwo łapię oddech. Nie słychać już warczenia wiertła. Moje serce bije tak szybko, jakby miało mi się zaraz wyrwać z piersi.
Nie czuję reszty zabiegu. Moje ciało zostało boleśnie znieczulone. Wszystko jest zamazane. Słyszę dzwonienie.
Nieprzerwane... Głośne, ale łagodne.
Ale czy jest prawdziwe?
Czy ten koszmar jest prawdziwy?
Chyba powoli tracę przytomność. Głosy stają się coraz bardziej stłumione, coraz bardziej odległe...
A potem cisza.
***
"ZiTao!" krzyczy chłopiec, biegnąc korytarzem, szukając młodszego.
Wbiega do pokoju i zauważa go, siedzącego na podłodze po turecku. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji.
"Czego chcesz, gege?" pyta młodszy chłopak.
"Ja... Chciałem się tylko pożegnać..." YiFan mamrocze. Jego ostatnie słowa są ledwo słyszalne.
Widzi, jak wyraz twarzy ZiTao zmienia się z obojętnego na zaskoczony. Chłopiec gapi się na niego niedowierzająco.
"Co?" pyta "Zostałeś zaadoptowany, a ja nie? I zostawisz mnie??" głos ZiTao staje się coraz głośniejszy.
"T-Tao... Przykro mi, ja... Właściwie to nie do końca jest mi przykro, ale-"
"Nienawidzę cię!!!" młodszy chłopiec krzyczy, jego oczy płoną gniewem. Biegnie w stronę YiFana i powala go na ziemię, z imponującą siłą, biorąc pod uwagę fakt, że ma całe siedem lat.
"Miałeś zostać! Jesteś moim gege, nie możesz mnie zostawić!!! Nienawidzę cię!!! Chcę żebyś umarł!!!!" krzyczy dziecko z kruczoczarnymi włosami, okładając drugiego chłopca pięściami. Z jego oczu płyną łzy.
Dwie kobiety szybko rozdzielają chłopców. YiFan patrzy na ZiTao wstrząśnięty. Jego oczy napełniają się łzami, kiedy dociera do niego ostatnie zdanie młodszego chłopca. Chłopca, o którego się troszczył, którego kochał jak własnego brata.
"Chcę żebyś umarł!!!!"
***
Budzę się w mojej klatce, leżąc twarzą w dół. Próbuję usiąść, ale ostry ból przeszywa moje ciało. Wydaję z siebie obolały jęk.
Patrzę dookoła. Wszyscy spoglądają na mnie przerażeni.
"Kris... Twoje plecy" szepcze Xiumin.
"Co te skurwysyny ze mną zrobiły?" syczę.
Nagle z głośników słychać głos.
"Kris! Widzę, że już się obudziłeś, cudownie! Ponieważ nie dasz rady zobaczyć swojej nowej, wspaniałej zdolności, pozwól że ci pokażę!"
Obracam głowę w stronę dużego ekranu. Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa.
Skrzydła.
Nie majestatyczne, anielskie skrzydła... Skrzydła nietoperza, pokryte cienką skórą i żyłami, kości wyraźnie zarysowane, na końcu każdego z nich szpony. Skrzydła wystają z moich pleców i zajmują połowę miejsca w klatce.
Zrobili ze mnie potwora... Każdy z nas był, jest lub kiedyś takim będzie.
"Cudowne, prawda? Czy nie o tym zawsze marzyłeś?"
"Zamknij się!" krzyczę "Kim wy niby jesteście? Czemu to robicie, cholerne skurwysyny?!"
Na chwilę zapada cisza, i żałuję, że się odezwałem.
Nagle słychać maniakalny śmiech.
"Och, nasz Kris jest taki zabawny! Hehehehehe... Cóż, to chyba pora na test!"
Dwaj mężczyźni w maskach wyprowadzają mnie z mojej klatki. Oczy Tao podążają za mną, pełne nienawiści, ale też czegoś na kształt współczucia. Jak gdyby nie chciał, żebym został...
Mężczyźni ciągną mnie po jakichś schodach. Pierwszy stopień, drugi stopień... Już dawno straciłem rachubę.
W końcu wychodzimy na dach. Moje ręce zostają związane, kamera włączona.
"Użyj swoich skrzydeł, Kris" mówi jeden z doktorów.
Próbuję z całych sił, jednak nie przynosi to żadnych efektów.
"Nie... Nie wiem jak" mamroczę.
"W takim razie będziesz się musiał dowiedzieć. Przeżycie upadku z dwudziestego piętra nie jest łatwe."
Ciągną mnie w stronę krawędzi. Muszę szybko coś wymyślić.
"Nie! To nie zadziała, nie mogę-"
Nie kończę zdania. Nagle czuję się jakbym był lekki jak piórko. Chłodne powietrze uderza mnie w twarz. Spadam.
'Twoje życzenie się właśnie się spełnia, ZiTao...' myślę. 'Twój gege umrze.'
Zamykam oczy i poddaję się, wiedząc, że tego nie uniknę.
Uderzam w ziemię, czuję jak moja czaszka pęka, a kości wyginają się pod dziwnymi kątami. Czuję pazury z moich skrzydeł wbijające się w moje plecy. Czuję krew wypływającą z moich ust, uszu, rany na głowie. Moje wnętrzności ozdabiają twardą ziemię. Zapadam w błogą, przyjazną ciemność... Ale nie wydaję z siebie najmniejszego dźwięku.
Martwi nie krzyczą.
☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・
Taaaak to znowu ja i nikogo to nie obchodzi (T∇T)
Poczułam nagłą potrzebę przetłumaczenia chociaż jednego rozdziału (szkoda tylko że jest 00:47 ・ω・)
Jutro szkoła. Umieram z radości. Nie widać? ≖‿≖
Chyba powinnam iść spać.
Nunbvtbjnijjnbhbunjhuubhu. ..... Genialne ( pominmy 2 letnie spóźnienie się z komentarzem)
OdpowiedzUsuńHah, nie ma sprawy. Ja z odpowiadaniem spóźniam się tak średnio 2-15 miesięcy XDDD Cieszę się, że Ci się podobało. Zastanawiam się, czy tłumaczyć resztę tego opowiadania (bo jak pewnie zauważyłaś trochę mi z tym nie wyszło X'D), bo w sumie to miałam wrażenie, że nikt go i tak nie czyta ;; Ale jeśli tylko chcesz, to daj mi znać a ja w wolnej chwili się za nie zabiorę ;w ;
UsuńGenialne 💙❤💚💛💜
OdpowiedzUsuńBędziesz jeszcze tłumaczyć? Błagam powiedz, że tak.