poniedziałek, 28 października 2013

Nightmare (rozdział III) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan (tak trochę), Taoris?

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)


Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・



/Kai/

Zostaję wepchnięty do oślepiająco białego pomieszczenia, w którym unosi się tak mocny zapach jakichś środków dezynfekujących, że robi mi się niedobrze.
Mężczyźni w maskach przywiązują mnie do szpitalnego łóżka. W pamięci wciąż mam wyraźnie wyryte wspomnienie tego, co widziałem w drodze tutaj.
Wciąż widzę tą szybę, zaplamioną wyschniętą krwią, a za nią twarz jakiegoś chłopaka, desperacko drapiącego szkło.
Wciąż słyszę jego błagalne wrzaski o pomoc.
Wciąż widzę, jak zostaje brutalnie pociągnięty do tyłu, a jego krzyki cichną, gdy szyba zostaje pokryta świeżą warstwą krwi
To nie jest laboratorium. To jest rzeźnia.
Może nawet samo Piekło.
Mężczyźni wychodzą, zostawiając mnie samego na sali operacyjnej.
Opieram głowę na niewygodnej poduszce i zamykam oczy, mentalnie przygotowując się na to, co mnie czeka.
Leżąc tak, myślę o moim życiu przed znalezieniem się tutaj.
Nie było ani trochę wyjątkowe. Byłem po prostu zwykłym dzieciakiem, mieszkającym ze swoimi rodzicami i rodzeństwem, chodziłem do szkoły, dostawałem całkiem dobre oceny, a czas wolny spędzałem ze znajomymi.
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że zostanę wpakowany w takie bagno. Szczerze mówiąc, wciąż w to nie wierzę.
To wszystko jest po prostu zbyt dziwne, nierealne.
Dwie kobiety, bliźniacze pielęgniarki, przekraczają próg z upiornymi uśmiechami na ustach, ich oczy błyszczą jak oczy szaleńca.
Odkładają trzymane w ramionach narzędzia na stół i podchodzą bliżej mnie, przyglądając mi się jak okazowi w zoo. Każda z nich stoi po innej stronie łóżka, ich oszalałe oczy i uśmiechy psychopatek przyprawiają mnie o dreszcze.
"Przebite uszy? To może stanowić problem." mówią równocześnie, wyjmując kolczyki z moich uczu, i odkładają je gdzieś na bok, po czym wychodzą z pomieszczenia.
Chwilę później drzwi znowu się otwierają, ukazując kilku lekarzy ubranych na biało.
Wiem, że stawianie oporu nic mi nie da, więc posłusznie czekam, aż założą mi na twarz maskę, a usypiający gaz wypełni płuca.

***

/Kris/

Cisza wypełniająca pomieszczenie jest przytłaczająca.
Luhan i Sehun trzymają się za ręce pomimo dzielących ich krat, ale nic nie mówią. Baekhyun i Chanyeol śpią, Chen wywierca wzrokiem dziurę w ścianie na przeciwko jego klatki, Suho, D.O i Xiumin rozglądają się uważnie dookoła, a Tao mnie w rękach brzeg swojej koszuli. Ja siedzę cicho, oparty o zimną
ścianę klatki.
W powietrzu czuć zapach krwi i wymiocin, dzięki Luhanowi, który musi nosić w sobie to paskudztwo. Pomimo tego, że nasze klatki są czyszczone codziennie, ten smród nigdy nie wydaje się znikać.
Trzymają nas tutaj jak zwierzęta. W zamknięciu, karmieni o wyznaczonych godzinach, rzadko kiedy udaje nam się choć na chwilę usnąć, jesteśmy obiektem kpin strażników, którzy plują na nas z pogardą.
Czym do cholery zasłużyliśmy sobie na taki los?
Z moich rozmyślań wyrywa mnie dźwięk włączanego telewizora.
"Niestety, nie udało nam się nagrać operacji Kaia. Ale nie martwcie się, będziecie mogli zobaczyć, jak jest poddawany próbie! Miłego oglądania!~" odzywa się głos, i milknie w chwili, gdy na ekranie wyświetla się nagranie, najwyraźniej nadawane na żywo.
Luhan odwraca głowę, ale wszyscy inni wpatrują się w widowisko rozgrywane przed naszymi oczami.
Widzimy Kaia, stojącego w pokoju pełnym stalowych konstrukcji.
Chłopak wygląda jakoś dziwnie; zwłaszcza jego skóra. Wydaje się błyszczeć, jakby metalicznym połyskiem.
"Obiekt Numer Dwa, Podejście Pierwsze, Eksperyment Siódmy, Kod 8636. Zasilanie włączone" słychać jakiś głos w tle. Rozlega się elektryczne brzęczenie, i już się domyślam, na czym polega eksperyment.
Magnetyczne implanty.
Niektórzy ludzie robią coś takiego z własnej woli, wszczepiają sobie małe magnesy w różne części ciała, na przykład w opuszki palców.
Ale to jest coś innego... Kai został zmieniony w ludzki magnes.
Otaczające go metalowe konstrukcje zostały aktywowane, jego ręce i nogi są siłą ciągnięte w różnych kierunkach.
Zaczyna krzyczeć, jego twarz i ciało wykrzywiają się dziwnie, a kończyny są powoli odrywane od tułowia.
Kilka sekund później obiektyw kamery zostaje pokryty krwią.
Brzęczenie milknie i ktoś wyciera obiektyw. To, co potem ukazuje się moim oczom jest gorsze niż jakikolwiek koszmar, który kiedykolwiek miałem.
Nie pozostał po nim żaden rozpoznawalny fragment, tylko kawałki ciała, wnętrzności i krew, porozrzucane po całym pomieszczeniu.
"Nie patrz LuLu, po prostu nie patrz..." Sehun szepcze do Luhana, który trzęsie się ze strachu.
"C-co mu się stało...?" jąka się blondyn.
"Umarł. Nas czeka to samo." głos Tao jest spokojny, jego twarz nie ukazuje żadnych emocji.
"Tao, zamknij się, tylko go jeszcze bardziej wystraszysz..." próbuję go uciszyć.
"Czemu zakładasz, że mnie to w ogóle obchodzi? Tylko mówię prawdę. To, że jest wystraszony i nosi dziecko jakiegoś cholernego kosmity nie zmienia faktu, że wszyscy się boimy. A on zachowuje się jak mięczak." warczy ciemnowłosy chłopak.
"Nie potrzebujemy twoich przemądrzałych uwag, dupku." głos Sehuna wypełnia cały pokój "Po prostu zamknij swoją mordę gówniarzu!"
Luhan szlocha cicho w kącie swojej klatki, trzęsąc się okropnie, a Sehun próbuje go pocieszać.
Tao wzdycha i opiera się o ścianę, wpatrując się w sufit.
W pokoju znowu rozlega się ten zniekształcony głos.
"Cóż... Zdecydowanie nie będziemy już w stanie przeprowadzić żadnych testów z jego udziałem. Dziękujemy Kaiowi za współpracę! Och, chwileczkę... Przecież  on nie żyje!" głos chichocze.
"Chory gnojek..." mruczę pod nosem.
"Nieeeee~ Kris! No już, chodź! Twoja kolej!"
Biorę głęboki oddech i próbuję się uspokoić. Dwóch ubranych na czarno mężczyzn wchodzi, żeby mnie wyprowadzić. Idę za nimi posłusznie, wiedząc że nie mam wyboru. Pomimo wszystko trochę się boję.
Kiedy przechodzę koło klatki Tao, widzę że jeden kącik jego ust jest uniesiony, co nadaje mu nonszalancki wygląd.
"Powodzenia, Wu YiFanie." mówi do mnie po chińsku.
Nie zastanawiam się, skąd zna moje nazwisko. Ponieważ ja znam jego.
Huang ZiTao.
Znamy swoje imiona bardzo dobrze.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


KRIS BĘDZIE NASTĘPNY °˖ ✧◝(○ ヮ ○)◜✧˖ °

Te notatki na końcu postów robią się coraz dłuższe, a ja się łudzę, że ktoś je czyta

I w ogóle... Jest 6:41, powinnam może zbierać się do szkoły, ale nie, teraz mnie naszło żeby dokończyć rozdział ( 。_。)

czwartek, 24 października 2013

Nightmare (rozdział II) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan (trochę)

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)

Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.

☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


/Luhan/


Serce wali mi w piersi, łzy strumieniami spływają po moich policzkach. Ale wiem że nawet błaganie mnie nie uratuje.

Moje ręce i nogi są przywiązane do szpitalnego łóżka. Jest ciemno i nie mogę dostrzec nawet zarysów pokoju, w którym się znajduję.

Nagle zapalają się światła i zostaję oślepiony wszechobecną bielą pomieszczenia. Ściany, sufit, wyposażenie... Białe.

Wszystko jest nienaturalnie czyste, w powietrzu unosi się dławiący zapach produktów czyszczących.

Słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Dwie identyczne pielęgniarki ubrane na biało wchodzą do środka, ich usta umalowane czerwoną szminką wykrzywiają się w uśmiechu.

"Luhannie~ Jak się czujesz?" szczebiotają. Podchodzą do mnie i delikatnie głaszczą mnie po twarzy swoimi palcami, zimnymi jak lód.

"Z-zostawcie mnie w spokoju..." mówię. Ich twarze krzepną, chociaż uśmiechy pozostają na ich krwawych ustach, kiedy przeciągają swoje czerwone, ostre jak żyletki paznokcie wzdłuż mojego policzka. W miejscach, które dotykają, czuję piekący ból i syczę z niezadowolenia.

"Tylko próbowałam cię pocieszyć, Luhan~" mówią chrapliwie, poprzedni przesłodzony ton wciąż słyszalny w ich głosach. Kończą przygotowywać narzędzia i wychodzą z sali, idąc obok siebie, jak gdyby były swoimi lustrzanymi odbiciami.

Nie mam pojęcia kim są te kobiety, ale wiem jedno:

Nie są istotami ludzkimi.

Obracam głowę aby spojrzeć na narzędzia, położone przez nie na stole, ale są przykryte białym materiałem.

Słyszę kroki, więc obracam się z powrotem.

Pięcioro ludzi wchodzi do sali, wszyscy ubrani w tym samym odcieniu oślepiającej bieli.

Jeden z nich trzyma jakąś butlę i maskę.

"Nie... Puszczajcie!" krzyczę, kiedy jeden z nich przytrzymuje moją głowę, wciskając ją w twarde szpitalne łóżko, a drugi zakłada maskę na moją twarz.

Wstrzymuję oddech, wciąż próbując im się wyrwać, ale w końcu poddaję się, kiedy gaz zaczyna wypełniać moje płuca a ja powoli tracę świadomość.


***


"...powodzenie...stan stabilny..." słyszę fragmenty zdań, kiedy z trudem otwieram oczy.

"...Obiekt Numer Jeden...zarejestrowany...obserwować przez kolejne..."

'O czym do cholery oni mówią?' myślę. Wytężam słuch, aby zrozumieć więcej i dochodzę do wniosku, że operacja już się skończyła.

Powoli obracam głowę i widzę jednego z lekarzy oraz dwie bliźniacze pielęgniarki.

"Och, Luhan. Obudziłeś się." Twarz doktora zakryta jest maską.

Biała. Zupełnie jak wszystko w tym cholernym miejscu.

"Gratulacje!" pielęgniarki mówią jednocześnie.

"...Co?" pytam, nie rozumiejąc. Czego mi gratulują?

"Twojego dziecka!" ich uśmiechy promienieją.

Zamarłem.

'Dziecko? Nie... To niemożliwe...'

Podnoszę się na łokciach i spoglądam na mój brzuch, który jest teraz o połowę większy niż przed zabiegiem.

Moje oczy rozszerzają się ze zgrozy.

"Całkiem szybko rośnie. Musisz być taki dumny!" mówi lekarz, po czym wzdycha "Jaka szkoda że nie jest ludzkie."

"CO?!" krzyczę.

Doktor uśmiecha się, kiedy pielęgniarki wciągają do pomieszczenia stół na kółkach, na którym znajduje się duży ekran. Przez chwilę milczy, ale nagle włącza się i odtwarza film, wyglądający jak nagranie z operacji.

Widzę siebie, nieprzytomnego, leżącego na szpitalnym łóżku.

Patrzę jak lekarze rozcinają mój brzuch, używając dziwnych, skomplikowanych narzędzi. W miejscu zasklepionych już cięć czuję jakby wspomnienie chłodnego ostrza, kreślącego wzory na mojej skórze.

Kiedy dziura ziejąca na środku mojego brzucha jest już wystarczająco szeroka, biorą ze stołu jakąś plastikową rurkę. Wpychają mi ją do ust, a potem do gardła, wciąż zerkając na rozcięcie, aby zobaczyć, czy jej koniec jest już tam widoczny. Bardzo chcę odwrócić wzrok, jednak wciąż siedzę jak zahipnotyzowany.

Wpychają rurkę głębiej i czuję się, jakbym miał zaraz zwymiotować.

Rozpychają kilka organów wewnętrznych na boki, a jeden z doktorów trzyma w rękach jakiś dziwny, różowo-czerwony narząd. Próbuję zobaczyć co to jest.

"To twoja syntetyczna macica, LuLu~" pielęgniarki uśmiechają się do mnie słodko.

'Macica... To jest jakieś chore..."

Słyszę warczenie ostrza, i organ jest rozcinany tak, że widać jego wnętrze. Jakiś inny lekarz podchodzi z małą, czerwoną bańką, przez której ściany prześwituje sylwetka czarnej postaci, zwiniętej niczym dziecko przed urodzeniem. Jeden z doktorów dźga stworzenie sondą, a ono wydaje z siebie ogłuszający pisk. Umieszczają je w macicy i zaczynają zszywać nacięcia.

Wtedy uświadamiam sobie, czym jest ten czarny potwór.

Nagle czuję w brzuchu mocne ukłucie i jęczę z bólu. Mam wrażenie, że coś wbija pazury w moje wnętrzności.

"Aww, maleństwo kopie!" pielęgniarki chichoczą.

Zaczynam kaszleć, i zanim zdążam się zorientować, wymiotuję, desperacko próbując łapać powietrze.

Kaszlę gwałtowniej, czuję jak moje oczy wypełniają się łzami, a moje gardło piecze, jakby było w ogniu.

"Biedactwo, już masz poranne mdłości?" doktor śmieje się cicho.

Tracę siły i przestaję kaszleć, zapadając w nieprzeniknioną ciemność.


***


Budzę się na zimnej, metalowej podłodze mojej klatki, wyczyszczony i przebrany.

Przez chwilę myślę, że to był tylko sen, ale wtedy zauważam, że mój brzuch nadal jest większy i bardziej okrągły niż powinien.

"Luhan..."

Obracam się i widzę Sehuna w klatce obok mojej, jego oczy pełne współczucia i strachu. Wyciąga swoje ramię i kładzie rękę na podłodze mojej klatki.

Przysuwam się bliżej i chwytam ją w moje dłonie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś uczynił wobec mnie podobny gest.

Nawet moja własna rodzina nie okazywała ciepłych uczuć względem mnie. Dla nich byłem tylko kolejnym dzieckiem.

Spuszczam głowę i nie potrafię powstrzymać płynących z moich oczu łez.

Słychać jakiś cichy dźwięk i pomieszczenie zostaje wypełnione przyciemnionym światłem. Podnoszę głowę i zauważam duży ekran, na którym wyświetlone są inne eksperymenty, podobne do tego przeprowadzonego na mnie.

Patrzę, jak po kolei wyświetlają się zdjęcia różnych chłopców, leżących na szpitalnych łóżkach. Podobnie jak mój, ich brzuchy są porozcinane, wręcz rozerwane, krew jest nie tylko na ich ubraniach i pościeli, ale też pokrywa podłogę, a czasem nawet ściany. Ich oczy patrzą pusto w przestrzeń i mam wrażenie, że ostatnie płomyki życia pozostałe w ich zmasakrowanych ciałach przygasają, w miarę jak krew wypływa z ich ust.

Przy ich łóżkach powieszone są karki, przypominające szpitalne karty pacjenta, na każdej z nich słowo "NIEPOWODZENIE", nagryzmolone wściekło czerwonym flamastrem, zakrywa ich dane

osobowe.

Nie daję rady odczytać ich imion. Nie znam tych osób. Pomimo wszystko czuję straszliwy smutek.

Jeszcze raz patrzę na ich twarze. To, że tylu chłopców musiało przeżyć tak okrutną i upokarzającą śmierć, wywołuje u mnie dziwną melancholię.

Wtedy uświadamiam sobie, że ja jestem następny na liście.

Nagle w pomieszczeniu rozlega się odgłos włączanego mikrofonu, a mnie przechodzą dreszcze.

"Luhan, złotko, dziękujemy ci za współpracę z nami. Gratulujemy twojego... Dziecka? Chyba można to tak nazwać." w głosie słychać śmiech.

Sehun mocno ściska moją dłoń.

"Widzę, że ty i Sehun dobrze się dogadujecie! To cudowne, nieprawdaż? Och, tak na marginesie, za kilka dni możesz się spodziewać swojego maleństwa! Jakie to ekscytujące! Ach, musimy iść dalej... Kai. Jesteś następnyyyyy~ Wszyscy, oklaski proszę!" głos wręcz ocieka radością i entuzjazmem.

Nikt się nie rusza. Wszyscy patrzą na Kaia, który podnosi oczy wypełnione przerażeniem.

'Za kilka dni... Nie, to nie może być prawda...' pomimo współczucia dla Kaia, wciąż myślę o tym, co te potwory zrobiły ze mną.

"Cóż... Powodzenia Kai~"

Głos milknie. Cisza wypełnia pokój, kiedy nagle Kai zostaje wyciągnięty z klatki przez dwóch mężczyzn w maskach, którzy wcześniej wyprowadzali mnie.

Chłopak szarpie się, ale nie krzyczy. W końcu nie ma innego wyboru, jak tylko poddać się, kiedy wyciągany jest za metalowe drzwi, które zamykają się za nim z hukiem.

Wszyscy dostajemy po misce z jedzeniem, czymkolwiek ta szara breja jest. Ja podwójną porcję.

Zjadam zawartość jednej z misek, a drugą podaję Sehunowi, który patrzy na mnie ze zmieszaniem i wdzięcznością. Boli mnie brzuch.

Wszyscy kończą jeść, nie odzywając się.

"Ten eksperyment..." Obiekt Numer Trzy, Kris, odzywa się cicho "Wszyscy... To widzieliśmy."

Spuszczam głowę. To najprawdopodobniej oznacza, że będziemy również musieli oglądać, jak znęcają się nad Kaiem.

"Rozmawiałem z Bogiem..." słysząc to, obracam się gwałtownie i widzę Obiekt Numer Jedenaście, Baekhyuna, siedzącego z kolanami podciągniętymi pod brodę. To on się odezwał.

"Rozmawiałem z Bogiem... Porzucił nas wszystkich."

"Idioto" głos Tao jest jak smagnięcie biczem "Tutaj nie ma Boga."


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Tao ateista (゜-゜)

Nie wiem czy ktoś to zauważy, ale zmieniłam formę gramatyczną, bo podobno opisy w czasie teraźniejszym są bardziej dynamiczne i sprawiają, że czytelnik się bardziej wczuwa (pozdrawiam moją polonistkę) ಠ_ರೃ

W sumie to mam wrażenie, że ten rozdział jest gorszy niż poprzedni... (;¬д¬)

No ale... Mówi się trudno, i płynie się dalej, i płynie się dalej~ (ಥ⌣ಥ)

Życzę wszystkim miłego dnia (co z tego że teraz jest po dwudziestej) ヾ(。◕ω◕)ノ

poniedziałek, 21 października 2013

Nightmare (rozdział I) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan (trochę)

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)

Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


/Kai/


Jak się tutaj znalazłem...?

Nie jestem pewien.

Dlaczego tu jestem...?

Nie sądzę żebym chciał wiedzieć.

Ale wiem jedno:

Umrę.

Jak i dlaczego, nie mam pojęcia.

A pozostała jedenastka chłopaków w klatkach otaczających moją, też umrze.

Niektórzy z nich już się obudzili, mając w głowie te same pytania, które ja sobie zadawałem.

"Gdzie ja jestem?" mamrocze jeden z nich.

"Co się dzieje?" pyta drugi, przerażenie wyraźnie brzmiące w jego głosie.

"Kim wy wszyscy do cholery jesteście?" syczy kolejny, trzymając się za głowę, jak gdyby pękała mu z bólu.

Reszta też już się obudziła, te same pytania powracają jak natrętne osy.

Rozległ się piszczący dźwięk włączanego mikrofonu i zniekształcony głos wypełnił całe pomieszczenie.

"Widzę że wszyscy się już obudziliście. Wspaniale! Zakładam więc, że możemy zaczynać." usłyszeliśmy nadzwyczajnie radosne przywitanie.

"Zapewne wszyscy się zastanawiacie gdzie jesteście i jak się tu znaleźliście. Cóż, wszystko co mogę powiedzieć, to... Witajcie w placówce. Nie myślcie sobie, że opuścicie to miejsce w najbliższej przyszłości. Musimy przeprowadzić kilka testów. Wyniki niektórych z nich mogą przysłużyć się waszym rodzinom i przyjaciołom w przyszłości. Chociaż w sumie... To raczej nie." głos zachichotał, najwyraźniej rozbawiony swoją własną wypowiedzią.

Wzdrygnąłem się.

"Pozwólcie że was wszystkich przedstawię. Obiekt Numer Jeden, nasz mały Luhan. No już, przywitajcie się ładnie."

Nikt się nawet nie poruszył. Większość siedziała z szeroko rozwartymi oczami. Zauważyłem chłopca o jasnobrązowych włosach, umieszczonego w klatce z plakietką, na której wygrawerowana była liczba "1", rozglądającego się dookoła niepewnie, trzęsącego się ze strachu.

Obiekt Numer Jeden... Był pierwszym. Pierwszym, który będzie musiał zmierzyć się z okropnościami które nas czekają.

"J-jeden..." szepnął do siebie. Łzy powoli napełniały jego oczy.

"O jejku, ależ jesteście nieśmiali... W każdym razie, kontynuujmy! Obiekt Numer Dwa to... No cóż, nie mogliśmy odszukać jego imienia, więc nazwijmy go Kai."

Nagle wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku. Położyłem palec na plakietce umieszczonej na mojej klatce, i udało mi się wyczuć numer wygrawerowany w chłodnym metalu...

Dwa.

To ja jestem Kaiem. Jestem drugi.

Niezależnie od tego, jak bardzo spodobał mi się ten pseudonim, nie cieszył mnie fakt, że będzie to imię pod którym ci ludzie będą mnie znali zabijając mnie.

"Numer Trzy... Wu Y- Yi- YiFa- Ekhm, Kris. Twoje imię jest zbyt skomplikowane." chłopak z ciemnymi blond włosami, wyglądający na starszego ode mnie, podniósł wzrok. Jego oczy rozszerzyły się, po czym opuścił głowę, mrucząc jakieś przekleństwa.

"Ach, kolejne trudne imię. Zhang... Yi... Xing...? Nazwijmy go Lay. To Numer Cztery~" chłopak z ciemnymi włosami ukrył swoją twarz w dłoniach.

"Nawet nie będę się męczyć, próbując przeczytać to imię. Tao! Obiekt Numer Pięć!" młody chłopak z czarnymi włosami i bardzo ciemnymi oczami nawet się nie odezwał. Po prostu siedział cicho, z zamkniętymi oczami.

"W tym wypadku udało nam się odnaleźć tylko jego nazwisko... Numer Sześć, D.O! Brzmi super, prawda? Mam nadzieję, że ci się spodoba." ciemnowłosy chłopak rozszerzył swoje i tak już wielkie oczy.

"Obiekt Numer Siedem. Nie podoba nam się twoje prawdziwe imię. Witaj Chen!"

"Jongdae... Kim Jongdae..." któryś z nich wymamrotał, po czym westchnął i położył się w swojej klatce.

"Obiekt Numer Osiem... Xiumin!"

Chłopak z krótkimi, brązowymi włosami spuścił głowę. "A więc to możesz wymówić, co?" westchnął.

"Obiekt Numer Dziewięć, Sehun! Nie pomylcie z Numerem Dziesięć, czyli Suho. Numer Jedenaście to Baekhyun. I wreszcie ostatni, choć oczywiście nie najmniej ważny... Obiekt Numer Dwanaście, Chanyeol!"

Wszyscy siedzieli w ciszy, oprócz Numeru Dwunastego, który skomlał przerażony i szarpał za kraty swojej klatki. "Zabierzcie mnie stąd!"

Ale to nie miało sensu. Wszyscy byliśmy tam uwięzieni, czekając na nasz los.

"A więc... Zaczynajmy!" oznajmił radośnie głos i wszyscy zamarli, kierując swój wzrok ku Luhanowi.

"Luhannie~ Nadszedł czas!" pomimo lekkiego tonu głosu, te słowa były przerażające.

Popatrzyłem na Luhana, próbując bez użycia słów powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze... Choć wiedziałem że nie będzie.

Błagające spojrzenie Luhana przewiercało mnie na wylot.

Dwóch mężczyzn w czarnych maskach wyłoniło się zza drzwi, wyciągając Luhana z jego klatki i ciągnąc go gdzieś ze sobą.

"NIE! PUSZCZAJCIE! NIECH KTOŚ MI POMOŻE!" krzyczał, kopiąc na oślep i próbując się im wyrwać. Ale to nic nie dało.

"Nie martw się LuLu~ Nic ci nie będzie... Najprawdopodobniej. A reszcie życzę słodkich snów~!"

I głos zamilkł. Zniknął. Jak na razie.

Słodkich snów? To był raczej koszmar.

W głębi duszy modliłem się, żeby Luhanowi nic się nie stało... I żebyśmy wszyscy mogli obudzić się z tego koszmaru.

Ale tylko sam siebie oszukiwałem.

I tak, wszystko się zaczęło.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Bu. ∩( ・ω・)∩

Muszę przyznać, że to całe tłumaczenie to całkiem fajna zabawa~

Także możecie się spodziewać kolejnych rozdziałów już niedługo ヽ(‘ ∇‘ )ノ

A teraz idę zjeść drożdżówkę z czekoladą bo przecież jestem za chuda

Nightmare (preview) ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆


Fandom: EXO

Paringi: HunHan, Taoris

Rodzaj: gore, horror, psychologiczny, mpreg (?)

Autor: BloodyCupcake

Opowiadanie nie należy do mnie. Tylko je tłumaczę na język polski.


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Dwunastu młodych mężczyzn zostaje wplątanych w szereg dziwnych, koszmarnych wydarzeń.

Niektórzy przeżyją... Choć nie na długo.

A przeżycie będzie bolesne.

I ci, którzy nie przetrwają, będą się czuli błogosławieni...

Ponieważ to cierpienie jest najgorsze.

I aż do ostatniego zostaną zniszczeni, myśląc w agonii:

"Nieba nie ma... Jest tylko Piekło. I znajduje się ono właśnie tutaj, na Ziemi."


☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・*☆*・゜゚・


Łuhuhuhuhu łapcie brokat °˖✧◝(⁰▿⁰)◜✧˖°

Pierwszy post a ja już Was do siebie zniechęcam (一。一;;)


안녕하세요. こんにちは. 你好.


Dzieńdoberek (〜 ̄△ ̄)〜

Jestem sobie RinYoo mieszkam w dzikim lesie

Uhm. Może nie.

D.O Do rzeczy... Ten szajs blog powstał w celu umożliwienia wszystkim fankom (i fanom?) czytania angielskich opowiadań w naszym pięknym, ojczystym języku. Juhu! Będę męczyć oryginalne prace wszystkich tych uroczych autorów i kaleczyć je tak, aby dało się to jakoś po naszemu napisać. Zobaczymy, jak to będzie. Pierwsze opowiadanie już się tłumaczy, może jeszcze dziś dodam jeden rozdział (tak, wiem, że oprócz Sajacza nikt tego nie będzie czytał T▽T). To chyba tyle, odmeldowuję się~ (。・д・)ノ゙


(Tak, będę używać wszystkich tych emotikon BO MOGĘ (╯°□°)╯︵ ┻━┻ )